muzyka

Od autora

Legion Gromu jest to moje pierwsze takie przedsięwzięcie. Częstotliwość udostępniania nowych rozdziałów niestety ulegnie zmianie. Nowy rozdział będzie udostępniany co niedzielę. Postaram się to wam wynagrodzić poprzez powiększenie ich długości. Jestem bardzo ciekaw waszej opinii o moim opowiadaniu. Zachęcam do komentowania i życzę miłej Lektury ;)
trujan_PL

11 gru 2015

Rozdział II

Rozdział II
Krew w dolinie 

Obudziłem się gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Rozejrzałem się po okolicy i przeliczyłem owce. Na szczęście były wszystkie.
Wstałem przeciągając się i ziewając.
  - Trzeba ruszać i tak się spóźnię na kolacje, a ciocia przestrzegała. Mam nadzieje że wujek Wuno tym razem nie zdąży zjeść mojej porcji. - powiedziałem sam do siebie. Zagoniłem owce w zbite stado i ruszyłem z powrotem do wioski. W czasie drogi rozmyślałem o zemście na Ralfie. Miałem już nawet plan działania. Chciałem wyczekać na moment aż Ralf  się upije i zacznie rozbijać się po osadzie. Wyszedł bym mu wtedy na spotkanie z moim wiernym kosturem u boku. Podciął bym go szybkim uderzeniem w kolana a następnie wskoczył na już leżącego przeciwnika i oddał bym mu pięknym za nadobne. Kto wie może nawet piękna Matylda zwróciła by na mnie uwagę . Pogrążony w takich marzeniach nawet nie zauważyłem kiedy wkroczyłem do pobliskiego boru. Przejdę przez niego i już będę widział pierwsze zabudowania. Ptasi śpiew który zawsze był nierozłączną częścią lasu teraz umilkł. Zaniepokoiło mnie to. Popędziłem zwierzęta i przyśpieszyłem kroku. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w otoczeniu chat pokrytych strzechą. drzewa  zaczęły się przerzedzać i dojrzałem smugi siwego dymu unoszące się znad osady. Coś się paliło i to bardzo intensywnie, Oszacowałem że dym unosi się z okolic placu głównego. Jeszcze raz zwiększyłem tępo marszu. Kiedy przechodziłem koło farmy starego Erniego która była pierwszymi zabudowaniami od strony lasu, kątem oka odnotowałem rozmytą zieloną plamę przeskakującą kamienny murek. To był goblin. 
  - Łowiecki! - wydarł się zielono skóry. W mgnieniu oka wskoczył na najbliższe zwierzę i poderżnął jej gardło. Byłem przerażony. Goblin musiał mnie nie zauważyć ale o tym nie wiedziałem. Rzuciłem się pędem w stronę centrum by sprawdzić co z moją rodziną. Miałem nadziej że mieszkańcy zgrupowali się na placu i próbują odeprzeć napastnika.Kiedy rzeźnik owiec ujrzał mój paniczny bieg instynktownie rzucił się za mną w pogoń. Był szybki jednak adrenalina płynąca mi w żyłach dodała mi skrzydeł. Biegłem na przełaj przeskakując ogrodzenia i miedze niczym królik ścigany przez lisa. Dotarłem w końcu do pierwszych chat rozdzielonych wąskimi uliczkami. Skręciłem za pierwszym domostwem i wpadłem na kogoś, obydwaj upadliśmy. Tym kimś okazał się Ralf, spojrzałem na niego i ujrzałem w jego oczach przerażenie.
 - Oddawaj mi to! - krzyknął rzucając się na mój kostur. Dopiero wtedy zorientowałem się, że cały czas trzymam go w dłoniach. Chłopak znów okazał się ode mnie silniejszy, wyrwał mi kij i kopniakiem posłał mnie na ścianę pobliskiego budynku. Był to magazyn w okół którego stały poustawiane beczki. Wczołgałem się tyłem pomiędzy nie w ostatnim momencie. Kiedy zniknąłem w cieniu do Ralfa dopadły 4 gobliny w tym mój prześladowca. Otoczyli go ze wszystkich stron i runęli na niego jednocześnie.
Ralfowi udało się trafić jednego klatkę piersiową moim kosturem, słyszałem trzask pękających żeber albo to był kij nie jestem pewien. Pozostała 3 zaczęła go szlachtować swoimi krótkimi zakrzywionymi sztyletami. Krew tryskająca z jego ran była wszędzie, mimo zasłaniających mnie beczek zostałem nią ochlapany. Gobliny odeszły w samą porę. Kiedy ostatni zniknął za węgłem chaty, zwymiotowałem. Opanowanie się zajęło mi około 5 minut chociaż ciągnęły się dla mnie jak godziny. W końcu byłem przekonany, że w okolicy jest względnie bezpiecznie i powoli opuściłem moją kryjówkę. Przekradałem się od domostwa do domostwa starając się robić jak najmniej hałasu. Dotarłem w końcu do placu. Karczma która była uznawana za główny budynek naszej osady stała w ogniu. Słyszałem zawodzenie i błagania o litość. Na środku placu stała gromada najeźdźców. wszyscy przyglądali się największemu z nich który trzymał włócznie przy boku. Na jej grocie był zatknięty jakiś obły kształt.    Kiedy się przyjrzałem rozpoznałem głowę mojej ukochanej Matyldy. Obudziła się we mnie rozpacz zacząłem łkać i chciałem krzyczeć, ale próbowałem się powstrzymać. Chata wuja leżała trochę na uboczu, może gobliny jeszcze do niej nie dotarły, pomyślałem. Ominąłem rynek i dalej się przekradając ruszyłem w jej kierunku. Po drodze jeszcze kilkukrotnie byłem świadkiem morderstw na znanych mi ludziach. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny.Przed chatą leżało kilka ciał zielono skórych. Jedno z nich było przebite widłami . Przy drzwiach leżała Ciotka Luci razem z Wujkiem Wuno. Łzy napłynęły mi do oczu z nową siłą. Podbiegłem do nich i się nachyliłem, z piersi obojga sterczały strzały. Wtem wuj otworzył oczy i się uśmiechnął. Ująłem jego głowę lekko podnosząc, otworzył usta z których pociekł strumyczek ciemnej krwi.
  -Imet ty żyjesz. - wycharczał-martwiliśmy się z ciotką o ciebie- zaniósł się kaszlem, znów wypluł krew.     
  -Wuju! Ty i ciocia  jesteście ranni muszę was zabrać do najbliższego uzdrowiciela!     
  -To nie ma sensu chłopcze, mam przebite płuco w przeciągu kilku minut odejdę do stworzyciela i dołączę do twojej ciotki. -Poczułem w sobie wzbierającą rozpacz - Posłuchaj mnie uważnie to już jest koniec naszej doliny. Ale ty żyjesz musisz odejść i przetrwać by przekazać światu co się tu stało. Odnajdź Legion Gromu, to są dobrzy ludzie na pewno ci pomogą. - Kolejny atak kaszlu przerwał jego wypowiedz - Twój ojciec należał do nich zanim poznał matkę.
  -Ależ wujku Legion to tylko legenda! - wykrzyczałem.
  -Mylisz się, w każdej legendzie jest ziarno prawdy. To już czas, żegnaj Imet i pamiętaj o nas. - Po wypowiedzeniu tych słów skonał mi w ramionach. Zadarłem głowę w niebiosa i zacząłem wyć z rozpaczy, W tym momencie na moją twarz spadły pierwsze krople deszczu. Usłyszałem triumfalne wrzaski dobiegające od strony placu. Z trudem udało mi się odstąpić od ciał mojej rodziny, jedynych osób które zawsze były przy mnie i na które zawsze mogłem liczyć. Półprzytomnym krokiem niczym w transie ruszyłem w dzikie ustępy w stronę najbliższej ludzkiej sadyby. Na wzgórzu odwróciłem się po raz ostatni by pożegnać dolinę, która była moim domem.  
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz