Rozdział XI
Skromny strych
Ostatnie co pamiętam to zapłakana Serana idąca chwiejnym krokiem w moją stronę.
- Tylko nie waż się zostawiać mnie tu samą. - Podarła swój kubrak na długie pasy i owinęła nimi moją ranę próbując powstrzymać krwawienie. Spróbował mnie podnieść. Nie miała jednak wystarczająco siły. - Proszę wytrzymaj. Sprowadzę pomoc - łkała przez zaciśnięte szczęki. Kiedy ode mnie odeszła straciłem przytomność. Ocknąłem się w łóżku na jakimś poddaszu. Byłem skołowany. Nie wiedziałem co się ze mną stało. Oczy zaadaptowały się do panującego oświetlenia. Pomieszczenie nie było duże. Moje posłanie było jedynym meblem użytkowym. Drzwi znajdowały się na środku prawej ściany, która jako jedyna była pozbawiona skosów. Pokój przegradzał parawan wykonany z listewek oraz cienkiego półprzezroczystego sukna. Ktoś za nim był i miał tam jakieś źródło światła. Cień rzucany przez sylwetkę ukazywał się na płótnie. Była to przebierająca się kobieta. Zdjęła z siebie ubrania i nałożyła koszule nocną. Zabrała świecę i wynurzyła się zza osłony. Moje przypuszczenia były słuszne. To była Serana.
- Hej Sera. - Mój głos był słaby. Dziewczyna szybko odstawiła kaganek i rzuciła się na mnie z wyciągniętymi ramionami.
- Dzięki stwórcy obudziłeś się. - Przytuliła się mocno. Mój brzuch odezwał się bólem aż zasyczałem. - Przepraszam - Odsunęła sie lekko dalej mnie obejmując.
- Też się ciesze że cię widzę. - Odwzajemniłem uścisk. - Możesz mi opowiedzieć co się działo kiedy tu leżałem i Przede wszystkim ile to trwało.
- Dzisiaj mija równy tydzień. A teraz przesuń się troszkę bo też chce się położyć pod koc. - Zarumieniła się.
- Dzisiaj mija równy tydzień. A teraz przesuń się troszkę bo też chce się położyć pod koc. - Zarumieniła się.
- Zaraz to śpimy w jednym łóżku i gdzie w ogóle się znajdujemy? - Byłem zaskoczony. Przesunąłem się jednak robiąc jej miejsce. Półelfka położyła się obok i przykryła osobnym kocem.
- Jesteśmy na strychu szpitala. Gdzieś musieliśmy się podziać, a w zamian za prace u Uzdrowiciela mamy gdzie się sapać i mam jak spłacić rachunek za twoje leczenie.
- Na Stwórce. Ile? - Ledwo co wróciłem do świata żywych i już miałem czym się przejmować.
- Jeszcze czterysta trzydzieści denarów. Dziennie zarabiam sześć z czego dwa odkładam na nowy ekwipunek, drugi idzie na żywność, a trzeci na opłatę za wynajem.
- Wypłacimy się dopiero za kilka miesięcy jeśli nic nie zrobimy. Jutro idę szukać pracy. - Spróbowałem się podnieść. Ból jednak skutecznie mi to udaremnił.
- Nie wstawaj, jeszcze szwy ci puszczą. Jesteś jeszcze za słaby. Musisz się zregenerować. Rano przyjdzie Barkley i oceni twój stan.
- Nie mogę tak leżeć bezczynnie kiedy ty pracujesz na nasze utrzymanie - Powiedziałem przewracając się na bok twarzą w stronę Serany.
- Zabrałeś mnie ze sobą biorąc ciężar odpowiedzialności za mnie. Teraz moja kolej by się odwdzięczyć. - Też się odwróciła w moją stronę. Z pod koronkowej koszuli lekko prześwitywały jej piersi. Poczułem wzbierające we mnie pożądanie. Mogłe je jeszcze opanować.
- Dobrze zrobię jak chcesz, ale od razu jak będę mógł wstać
biorę się do roboty. Działo się coś ciekawego lub czegoś się dowiedziałaś?
- Dowiedziałam się dużo o mieście ale nic o legionie.
Od śmierci hrabiego miasto przejęła armia najemników zwana Kompanią Burzy. To ich członków widzieliśmy pod bramą kiedy wchodziliśmy.
- Skoro przejęli władzę to czy nie powinni pilnować porządku?
- Jedyne czego pilnują to swojego interesu. Inni ich nie interesują chyba że mają majątek który mogą uszczuplić. Poszłam do nich by zgłosić o napaści na nas. Wyśmiali mnie i proponowali zapłacić denara od łebka w zamian za spędzenie z nimi nocy. - Zamilkła na chwilę - Od razu odeszłam od tych świń. Pytałam się Barkleya o Alfiego i tych bandziorów. Nigdy nie słyszał o chłopaku, a takich band jest podobno od groma w całym Salzberg.
- A co z treścią mojej wizji zrozumiałaś coś? - zapytałem.
- Niestety nic. W mieście nie ma żadnych miejsc, których nazwa miała by coś wspólnego z ogniem.
- Co z Dagim? - Wyraźnie posmutniała.
- Nie wiem jak ci to przekazać. Dagi nie żyje. - Poczułem jakby ukłucie w sercu. Może nie podróżowałem z nim długo ale to starczyło by się przywiązać. - Odniósł wiele ran i wykrwawił się. Kiedy wróciłam z pomocnikiem uzdrowiciela po ciebie jego ciała już nie było. Nie było widać żadnych śladów, jakby się rozpłynął w powietrzu.
- To nie możliwe, on nie był zwykłym wilkiem, ale nie potrafił by zniknąć - Czułem, że do moich oczu napływają łzy. Odwróciłem się by ukryć je przed Seraną.
- Będzie dobrze. - Przytuliła się do moich pleców. - Już późno trzeba iść spać. Dobrano Imet. - wyszeptała mi do ucha.
- Co z Dagim? - Wyraźnie posmutniała.
- Nie wiem jak ci to przekazać. Dagi nie żyje. - Poczułem jakby ukłucie w sercu. Może nie podróżowałem z nim długo ale to starczyło by się przywiązać. - Odniósł wiele ran i wykrwawił się. Kiedy wróciłam z pomocnikiem uzdrowiciela po ciebie jego ciała już nie było. Nie było widać żadnych śladów, jakby się rozpłynął w powietrzu.
- To nie możliwe, on nie był zwykłym wilkiem, ale nie potrafił by zniknąć - Czułem, że do moich oczu napływają łzy. Odwróciłem się by ukryć je przed Seraną.
- Będzie dobrze. - Przytuliła się do moich pleców. - Już późno trzeba iść spać. Dobrano Imet. - wyszeptała mi do ucha.
- Dobranoc Sero. - Odpowiedziałem. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Nazajutrz kiedy się obudziłem Sery już nie było na stryszku. W zasięgu moich ramion na stołku którego jeszcze wczoraj nie było stałą taca z śniadaniem. Zjadłem małą pajdę chleba z kawałkiem sera i popiłem szklanicą piwa. Po kilku godzinach otworzyły się drzwi poddasza. Do izby wszedł Niziołek o kręconych rudych włosach i w białej szacie z śladami krwi. Za nim weszła moja towarzyszka.
- Witaj Imet. Nazywam się Barkley i jesteś pod moją opieką. - Powiedział medyk.
- Bądź pozdrowiony uzdrowicielu. Dziękuje za opiekę nade mną. - Odparłem
- Pozwolisz, że spojrzę na twoją ranę - Usiadł na skraju leża.
- Mam prośbę Barkley. Chce jak najszybciej stanąć na nogi i pomóc Seranie w odpracowaniu długu. - Podwinąłem koszule. Niziołek przyjrzał się zaszytej ranie.
- Boli? - zapytał macając brzuch.
- Trochę, ale nie jest źle.
- To dobry znak. Amulet, który na ciebie zużyłem zadziałał. A było na to tylko procent szans. Jutro będziesz mógł już wstać i pomóc w prostych pracach, ale nie będziesz mógł się przemęczać jeszcze przez tydzień może dwa.
- Dziękuje Barkley - Niziołek wstał i ruszył w stronę drzwi
- To moja praca chłopcze. Serana powiedziała ci o moich zabezpieczeniach?
- Jakich zabezpieczeniach ? - Nie wiedziałem o czym on mówi
- Nie mieliście czym zapłacić więc postanowiłem ubezpieczyć się w razie jakbyście chcieli odejść bez uregulowania długu. Namalowałem na twoich plecach jak i plecach Serany glify które tylko ja mogę ściągnąć. Jeśli przekroczysz linie miejskich murów zanim go dezaktywuje poczujecie straszliwy ból i bezwolni wrócicie do mojej kliniki a ja wtedy wykorzystam wasze ciała na chwałę medycyny. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech szaleńca. - Czuj się ostrzeżony. Serano będziesz mi potrzebna za chwile. - Powiedział wychodząc.
- Dobrze zaraz przyjdę. - odparła dziewczyna. Zostaliśmy sami na poddaszu.
- To prawda? - Byłem zaszokowany.
- Niestety tak - spuściła głowę. - Nie było innej opcji, zrozum mnie. - Powiedziała wychodząc.
- Witaj Imet. Nazywam się Barkley i jesteś pod moją opieką. - Powiedział medyk.
- Bądź pozdrowiony uzdrowicielu. Dziękuje za opiekę nade mną. - Odparłem
- Pozwolisz, że spojrzę na twoją ranę - Usiadł na skraju leża.
- Mam prośbę Barkley. Chce jak najszybciej stanąć na nogi i pomóc Seranie w odpracowaniu długu. - Podwinąłem koszule. Niziołek przyjrzał się zaszytej ranie.
- Boli? - zapytał macając brzuch.
- Trochę, ale nie jest źle.
- To dobry znak. Amulet, który na ciebie zużyłem zadziałał. A było na to tylko procent szans. Jutro będziesz mógł już wstać i pomóc w prostych pracach, ale nie będziesz mógł się przemęczać jeszcze przez tydzień może dwa.
- Dziękuje Barkley - Niziołek wstał i ruszył w stronę drzwi
- To moja praca chłopcze. Serana powiedziała ci o moich zabezpieczeniach?
- Jakich zabezpieczeniach ? - Nie wiedziałem o czym on mówi
- Nie mieliście czym zapłacić więc postanowiłem ubezpieczyć się w razie jakbyście chcieli odejść bez uregulowania długu. Namalowałem na twoich plecach jak i plecach Serany glify które tylko ja mogę ściągnąć. Jeśli przekroczysz linie miejskich murów zanim go dezaktywuje poczujecie straszliwy ból i bezwolni wrócicie do mojej kliniki a ja wtedy wykorzystam wasze ciała na chwałę medycyny. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech szaleńca. - Czuj się ostrzeżony. Serano będziesz mi potrzebna za chwile. - Powiedział wychodząc.
- Dobrze zaraz przyjdę. - odparła dziewczyna. Zostaliśmy sami na poddaszu.
- To prawda? - Byłem zaszokowany.
- Niestety tak - spuściła głowę. - Nie było innej opcji, zrozum mnie. - Powiedziała wychodząc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz