muzyka

Od autora

Legion Gromu jest to moje pierwsze takie przedsięwzięcie. Częstotliwość udostępniania nowych rozdziałów niestety ulegnie zmianie. Nowy rozdział będzie udostępniany co niedzielę. Postaram się to wam wynagrodzić poprzez powiększenie ich długości. Jestem bardzo ciekaw waszej opinii o moim opowiadaniu. Zachęcam do komentowania i życzę miłej Lektury ;)
trujan_PL

3 sty 2016

Rozdział XII

Rozdział XII
Cesarstwo Wita

Tak jak mówił uzdrowiciel wstałem następnego dnia. Pierwsze dwa tygodnie pomagałem mu przy prostych pracach jak sprzątanie i pomaganie w opiece nad innymi pacjentami. Jednym z nich był stary mędrzec. Polubiłem go. Wiedział bardzo dużo i chętnie dzielił się ze mną tą wiedzą. Nie pozostało mu jednak wiele czasu. Wolne chwile spędzałem przy jego łóżku wypytując o legion i inne przydatne informacje. Prosiłem go o informacje, które mogły okazać się mi przydatne. Oto czego się dowiedziałem. Salzberg było miastem Wolnych Marchi. Czyli grupy państw-miast i okolicznych terenów które były rządzone przez lokalne Rody. Marchie były pasem ciągnącym się od Gór Białych na wschód i oceanem na Zachodzie. Oddzielały one dwa rywalizujące imperia królestwo Zegii od północy i  Cesarstwo Galimor od południa. Marchie wiele razy były placem zmagań tych dwóch państw. Starały się jednak zachować niezależność. Do prowokacji i przepychanek granicznych dochodziło najczęściej na odcinkach przy górach i oceanie oraz czasem na pasie ziemi niczyjej dzielącym Marchie na część wschodnią i zachodnią. To właśnie gdzieś Na ziemi niczyjej zwanej Pustkowiami znajdowała się siedziba Legionu. Następnego dnia mędrzec umarł. Barkley mówił, że starzec był już stary i nie mógł nic dla niego zrobić.  Z Seraną widywałem się tylko rano i wieczorem oraz przelotnie w klinice. Ja pomagałem na miejscu ona pracowała z Gustawem który pomagał na ulicy i przywoził cięższe przypadki do kliniki. Razem zarabialiśmy znacznie więcej. Po miesiącu dało nam się odłożyć już tyle oszczędności by kupić najpotrzebniejszy sprzęt. Przekonaliśmy uzdrowiciela by dał nam jeden dzięń wolnego byśmy mogli pójść na rynek.
  - Mamy kupione już ubrania na zmianę kociołek hubkę i krzesiwo i dwa koce. - Powiedziała Sera odhaczając pozycje na liście. - Mamy jeszcze czterdzieści trzy denary i musimy jeszcze kupić broń i zapasy.
  - Mamy jeszcze sporo do odrobienia więc zapasy mogą poczekać. - odpowiedziałem
  - Zatem do kowala. - Ruszyła przodem prowadząc nas między uliczkami.Po kilku minutach dotarliśmy do warsztatu. Chcieliśmy już zmierzaliśmy do środka kiedy wyszedł  stamtąd rosły mężczyzna w pełnej zbroi płytowej z piorunem na naramienniku. 
  - Jeszcze tego pożałujesz pieńku! - wrzasnął na odchodne. Za nim w futrynie ukazał się łysy krasnolud o brodzie w kolorze smoły. Był ubrany w fartuch kowalski i trzymał w ręku młotek
  - Nie chcesz tego, proszę bardzo, kupi go ktoś kto potrafi docenić kunszt krasnoludzki! - Brodacz zobaczył nas stojących nieopodal i od razu zmienił nastawienie. - Witam Panienkę Serane, a to musi być twój towarzysz. Zapraszam do środka. - przepuścił nas przodem.
  - Witaj Fergusie, jak tam twój syn? 
  - A dziękuje za troskę, Gardi ma się już lepiej dzięki tej maści na oparzenia co specjalnie dla nas zrobiłaś. 
  - Czy ja o czymś nie wiem Sera? Czy robisz coś na uboczu? - Wydało mi się to nieco podejrzane.
  - Masz mnie. Podbieram czasem trochę ziół i robię specyfiki które sprzedaję taniej niż zrobił by to Barkley. - Opuściła głowę. - Chyba się nie gniewasz? - Dziewczyna musiała być niespełna rozumu. 
  - Nie gniewam?! Ja się o ciebie boję Serano! Co ci strzeliło do głowy? Wiesz co zrobił ten pokurcz jeśli się dowie co robisz? 
  - Daruj jej chłopcze. Ten nizołek to stary sknera i wariat gdyby nie ona wielu mieszkańców już by nie żyło albo by było w znacznie gorszym stanie. Zresztą wszyscy się odwdzięczamy za okazaną nam pomoc. - Krasnolud Patrzył na mnie z poważną miną.
  - Ryzykujesz własnym zdrowiem a może nawet życiem byśmy szybciej stanęli na nogi. Więc puszcze to w niepamięć. - Dziewczyna uśmiechnęła się. - Tylko proszę cię o jedno, uważaj na siebie. 
  - Jasne że uważam. A teraz do rzeczy. - Spojrzała na Fergusa. -Potrzebujemy Broni mamy do dyspozycji tylko tyle. - Pokazał krasnoludowi nasze oszczędności. 
  - Fortuna to to nie jest panienko ale dam duży upust. W jakim orężu gustujecie? 
  - Potrzebujemy łuku dla mnie i dwóch prostych noży. Imet masz jakieś konkretne zmówienie? 
  - Nie uczyłem się walki bronią wojskową, ale myślę, że jakiś miecz by się nadał. - Nie wiedziałem nawet czy nadaje się do walki mieczem ale jak się przekonałem zwykły kij to za mało
  - Noże to nie problem wezmę za nie osiem zamiast szesnastu denarów. A co do łuku krótki czy długi? 
  - Jaki jest tańszy? - zapytała licząc monety 
  - Długi ale radził bym kupić jednak refleksyjny. Jest on mniejszy, a ma większy zasięg. kosztuje on trzydzieści pięć denarów.
  - Jeśli go kupimy nie będziemy mieli już pieniędzy na miecz. Chyba raczej podzię... - Krasnolud przerwał jej 
  - Miecz dam Gratis tylko to ja go wybiorę. - Odwrócił się i zaczął szukać czegoś w skrzyni. 
  - Naprawdę! dziękujemy ci Fergusie!  -Serana podskoczyła do niego i ucałowała go w jego łysą glace. 
  - Nie ma za co pomogłaś mojej Rodzinie to muszę się odwdzięczyć, ale po tym będziemy już kwita. - Podał mi klingę o dziwnym kształcie. Miała ona kanciastą głowice i prosty trzon. Była pozbawiona lejców. Ostrze było jeszcze dziwniejsze. Sztych rozszerzał się, a następnie ostro zwężał niczym grot strzały. Zastawa była prosta i nie zwężała się, dorównywała szerokością sztychowi w najbardziej rozłożystym miejscu. Silna część miecza była węższa o jakiś cal od reszty. całe ostrze łączyło wklęsłe zbrocze. Na głowni były wyryte runy. - Nazywa się Orenmir. - było czuć dumę w jego głosie
  - Czy to nie jest towar, którego nie chciał kupić tamten gbur? - zapytałem z ciekawością kręcąc parę młyńców.
  - Zgadza się. Zlecił mi wykucie najlepszego miecza jaki potrafię. Wykonałem więc najlepszą klingę na krasnoludzką modłę. Zciągnąlem specjalnie najlepsze gatunki stali prosto z Kronwerg.
Cztery dni nie wyściubiałem nosa z kuźni. A ten pieprzony oficer czy inny ważniak, a duwelshaiz z nim, mówi mi że mogę sobie ten złom w żyć wsadzić. - Jego twarz oblała się czerwienią.

  - Skoro zainwestowałeś w niego dobre materiały i poświęciłeś tyle czasu to musi być wiele warty. Przykro mi, ale nie mogę go przyjąć. - położyłem miecz delikatnie na blat.
  - Czy też twierdzisz, że nie nadaje się on do niczego? - Zeźlił się jeszcze bardziej i ruszył w moją stronę.
  - Na pewno nie to miał na myśli Fergusie. - Serana przecięła mu drogę.
  - Jest piękny i na pewno bardzo dobry ale nie mogę przyjąć, jest zbyt cenny. - Kowal uspokoił się nieco i dziewczyna mogła przejść nabok 
  - Posłuchaj mnie Imer czy jak ci tam. Wydałem na niego małą fortunę. Nie zaprzeczę. Jednak w Wolnych Marchiach nie ma zbyt wielu osób, które będą chciały go kupić i które będzie na to stać. Więc przyjmij go bez gadania i uraduj mnie wiedzą, że nie jeden raz zasmakuje krwi.
  - Dobrze skoro tak sprawiasz sprawę Fergus. Mam jeszcze jedno pytanie co oznacza ta inskrypcja? - Pokazałem na runy.
  - Wyryłem tam jego nawę. Według krasnoludzkiej sztuki kowalskiej każda wyjątkowa broń potrzebuje nawy która nada jej duszę. - Pożegnaliśmy się z Krasnoludem i ruszyliśmy do kliniki. 
Kiedy zbliżyliśmy się do ulicy głównej łączącej Bramę z Ratuszem zapanowało poruszenie. Ryki rogów przeszyły powietrze. Przyśpieszyliśmy kroku. Przez bramę wkraczała całą armia. Nie byli to członkowie Kompani Burzy. Szli równym szykiem. Na czele jechał konno generał wraz ze swoimi przybocznymi ich pancerz był podobne do pancerzy zwykłych żołnierzy, tylko był bardziej ozdobne. Dowódca miał doczepioną pelerynę zwisającą na zad wierzchowca. Wszyscy byli wyposażeni w lamelkowe napierśniki z pokaźnymi naramiennikami i skórzane nagolenniki i karwasze. z pod pancerzy prześwitywały czerwone koszule. Przy pasie spoczywały krótkie miecze. W rękach dzierżyli włócznie i duże owalne tarcze za którymi bez problemu mogli się prawie cali skryć. Płat tarczy była czerwono i miał namalowanego złotego wyjącego wilka. Wokoło symbolu znajdował się napis: 

I Legion Cesarski
 VII Kohorta
XI Manipuł

Numery manipułów rosły co około trzydzieści szeregów. Przy każdym takim oddziale szedł sztandar i jego oficer, którego można było poznać po lekko ozdobniejszym wyposażeniu. Po sześciu manipułach  piechoty weszły trzy manipuły strzelców i dwa konnicy. Staliśmy jak wryci pośrodku tłumu gapiów obserwując przemarsz wojska. Było czuć napięcie w powietrzu. Za armią do bocznych uliczek rozeszły się patrole rozklejające plakaty. Zatrzymaliśmy się przy jednym przepychając się przez tłum.
  - Co tam pisze dobrzy ludzie? Zapytał jakiś starzec którego oczy były przesłonięte bielmem. plakaty głosił tak:


Mieszkańcy Salzbergu!

W  dniu dzisiejszym wasze miasto 
stało się częścią Imperium Galimor.
Z powodu nadchodzącej wojny 
wprowadzamy prawo wojskowe.
Po zmierzchu obowiązuje zakaz przebywania na ulicach.
Każdy mieszkaniec ma zgłosić się na posterunek przy jego miejscu zamieszkania. Zostanie wydana mu imienna tabliczka.
Za brak tabliczki przy kontroli przez patrol, 
karą będą przymusowe roboty w hufcu pracy.
Dodatkowo każdy posiadający umiejętności lub dobra interesujące legion zobowiązany jest je udostępnić. 

Chwała Cesarstwu! 
Legat Punicjusz

Ruszyliśmy w stronę kliniki pozostawiając zgiełk za nami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz