Rozdział X
Miasto Wita
Już mile od Salzberg było słychać zgiełk panujący na ulicach.
- Musimy uważać Sero. Nie byłem nigdy w jakimkolwiek mieście więc nie wiem czego możemy się spodziewać. Jeśli to co mówił Mat jest prawdą to może być groźnie. Na wszelki wypadek postarajmy nie zwracać na siebie uwagi.
- Z Dagim u boku to nie będzie łatwe. Mało kto ma oswojonego wilka sięgającego mężczyźnie do bioder. - Wilk usiadł i przyglądał się nam z zaciekawieniem.
- Mam go tu zostawić? Już lepiej będzie jak znajdziemy jakieś miejsce na nocleg i tam zostawimy torby, a Dagi będzie ich pilnował. - Odparłem
- To chyba najlepsze rozwiązanie. Prawda Dagi? - Pogłaskała jego kudłaty łeb. Wydał z siebie pomruk zadowolenia. - Zatem postanowione. Jeśli mogę zapytać czego dokładnie szukamy. Konkretnej osoby czy budynku gildyjnego? - Spojrzała na mnie
- I tu jest problem. - Podrapałem się po głowie. Jedyne co wiem to to, że odnajdę moje przeznaczenie w ogniu w tym mieście.
- Po prostu świetnie. A nie mogło ci się przyśnić coś dokładniejszego? - Złościła się. Jej twarz nabierała wtedy takiego uroczego wyrazu.
- To nie był sen tylko swego rodzaju wizja. Każda wizja musi być chyba nie jasna. -Starałem wyjść obronną ręką.
- Dobra ruszajmy zaczniemy się tym przejmować kiedy znajdziemy jakieś miejsce do przenocowania. - Ruszyliśmy do bramy. Staż trzymał kilkunastoosobowy odział zbrojnych. Byli przyodziani w i pikowane kurty wzmacniane stalowymi naramiennikami i płytami osłaniającymi brzuch. Wszyscy mieli symbol chmury i pioruna namalowany na płycie. Tylko jeden z nich miał kirys i solidne karwasze. To musiał być dowódca. Ich uzbrojenie nie było uporządkowane. Przeważały miecze ukryte w pochwał przymocowanych w przeróżne sposoby do ciała. Przewieszone na plecach, przytroczone z boku pasa albo całkowicie u jego tyłu. Było jeszcze kilka włóczni i kusz. Patrzeli na nas pogardliwie ale nawet nie skinęli palcem. Prawie każdy przechodzień miał przy sobie jakieś żelastwo. Chociażby podrdzewiały kozik. Wszyscy się nam przyglądali. Podbiegł do nas mały chłopiec nędznie ubrany i umorusany błotem.
- Witajcie, widzę, że jesteście nowi w mieście. Jest może coś w czym Alfi będzie mógł pomóc? Zaprowadzić może do gospody albo powiedzieć o interesujących miejscach. Za drobną opłatą jestem do usług.
- Dzięki Alfi, chętnie skorzystamy. Znasz może jakieś tanie miejsca gdzie moglibyśmy zostawić nasze rzeczy i przenocować. - Chłopak mógł okazać się pomocny.
- Znam stajnie na uboczu gdzie nikt nie będzie wam przeszkadzał , a bagaże będziecie mogli zostawić ukryte w sianie.
- Myślałem raczej o jakimś zajeździe.
- Trudno teraz o miejsce w tawernach. Jeśli się jakieś znajdzie to na pewno za dużą cenę. Pokarze wam drogę do najbliższego takiego miejsca. - Ruszył w główną ulicą i skręcił w którąś z bocznych alejek. Szliśmy za nim. kiedy przechodziliśmy pod oknami jednej z kamienic. Z okna wylano pomyje prosto na mnie i Serane.
- Jak to capi. O Stwórco. Czy to ... - Dziewczyna zgięła się w pół i zwymiotowała. Mnie też zrobiło się niedobrze, dałem jednak rade z trudem przełknąć gule wzbierającej treści żołądkowej. To były pomyje wymieszane z fekaliami.
- W takim stanie w ogóle nie wpuszczą was gdziekolwiek. - powiedział dzieciak zatykając nos
- Zaprowadź nas do tej stajni najszybciej jak się da. - Pomogłem Serze otrząsnąć się i ruszyliśmy szybkim krokiem za chłopakiem.
Po kilku minutach stanęliśmy w małym tunelu pod zamkniętą drewnianą bramą.
- Poczekajcie chwile. - Chłopak zniknął za rogiem. Brama zaskrzypiała ciężko i uchyliła się lekko. - Wchodźcie, szybko zanim ktoś was zauważy. Przekroczyliśmy próg. Nasz przewodnik zamknął wrota mizernym skoblem. Na środku placu znajdowała się studnia. Stajnia była drewniana i przylegała do rogu placu. Przy jednej z ścian znajdował się stos drewna opałowego. koło nich była się sterta skrzyń i drewniany płot z małą dziurą przez którą musiał przecisnął się młodzieniec.
- Nikt tu nie chodzi odkąd zabito tu kilku kupców wraz z eskortą. Ale spokojnie to było kilka lat temu. Załatwić coś dla was kiedy będziecie się przebierać? - Zapytał rezolutnie kiwając się w przód i w tył.
- Szukamy kogoś z Legionu Gromu albo jakiegoś miejsca powiązanego z ogniem.
- Hmm. o niczym takim nie słyszałem ale jak mi zapłacicie popytam to tu, to tam. Alfi ma swoje znajomości. to będzie pięć denarów. - Wyciągnął rękę. Zdjąłem torbę i wyciągnąłem sakiewkę w której były monety. Wyjąłem sześć i podałem je do ręki chłopakowi.
- Masz na zachętę. Postaraj się tylko. - Złapał monety. podszedł w kierunku dziury i zniknął momentalnie. Weszliśmy do stajni niosąc kilka polan i kociołek wypełniony wodą po brzegi. Było ciemno. Przy drzwiach stała lampa oliwna. Zaraz ją zapaliliśmy.
Budynek ten zasługiwał raczej na miano Szopy lub małego magazynu. Był tylko jeden boks dla konia. Resztę przestrzeni wypełniało tylko siano. Przygotowałem na klepisku miejsce pod ogień i podgrzaliśmy wodę.
- Myje się pierwsza wyjdź. -Powiedziała zrzucając płaszcz
- Boks jest wysoki i ma pełne ściany. Tam możemy się myć i żadne z nas nie będzie musiało wychodzić. - Zaproponowałem takie rozwiązanie.
- Niech ci będzie ale i tak masz się odwrócić. Albo nabierz wody do tamtego wiadra i zacznij już prać. A ty Dagi pilnuj go. - Poklepała go po grzbiecie. Wyszedłem po wodę. Kiedy wróciłem Sera już była w boksie. Widziałem tylko jej nagie zgrabne łydki i głowę.
- No co tak stoisz, odwracaj się ale już!
- Dobra już się odwracam tylko nie krzycz. - podszedłem do najbliższego stogu usiadłem odwrócony plecami do Sery. - Tak dobrze?
- Ujdzie, pilnuj go Dagi żeby nie podglądał. - zdjąłem wszystkie ubrania za wyjątkiem kaleson i zacząłem prać. Spróbowałem się lekko obrócić. Kiedy tylko przekrzywiłem głowę wilk zawarczał. - Imet. - W jej głosie było słychać lekką irytacje.
- Szyja mi zdrętwiała chciałem ją tylko rozprostować. - Nic nie odpowiedziała. Nawet mój wilk się jej słuchał. Po kilku minutach wyszła Sera ubrana w trzewiki, ciemną spódnice do kolan. Na białą koszule z rękawami do łokci i pokaźnym dekoltem nałożyła Zielony kubrak o wykończeniach z żółtej nici. - Pięknie wyglądasz. - syciłem oczy jej widokiem.
- Zawrzyj dziób i wskakuj do boksu bo śmierdzisz. - Była zła. Zanim wszedłem się umyć wydobyłem zapasowe ubranie które Serana podwinęła od Galberych. Później się im przyjrzę.
Zdjąłem kalesony i zacząłem się obmywać. Sera wyszła z Dagim ze stajni. Usłyszałem stuk jakby coś uderzyło o dach ale to zignorowałem. Zaczynałem się ubierać w skórzane spodnie czerwoną koszule z szerokim bufiastym rękawem zwężającym się od łokci i pikowaną kamizele.
- Imet mamy gości! - Usłyszałem wołanie mojej towarzyszki. Od razu złapałem mój kostur i wybiegłem na dziedziniec. Wrota ustąpiły pod uderzeniem i do środka weszło dziewięciu mężczyzn w obdartych łachach i pałkami w rękach. Kilku miało sztylety za pasami.
- Szykuje się nam łatwy zarobek kamraty. Zaśmiał się chuderlawy łysol. - Możemy załatwić to jeszcze pokojowo oddacie nam wszystko co macie i nie stanie się wam krzywda przybłędy.
- Będziecie musieli sami je zabrać - Obróciłem kilka razy kijem.
- Wasza strata. Brać ich! - Rozeszli się szerokim łukiem. Ja stanąłem po prawej, Serana po lewej, a Dagi pomiędzy nami.
- Nie możemy ich zabić pamiętaj o tym. - Szepnąłem do dziewczyny.
- Wątpię by oni też o tym myśleli ale jak chcesz. - Syknęła łapiąc jakiś kij.
Uderzyli prawie jednocześnie na całej długości. Mieli przewagę liczebną. Pierwszy drab z prawej rzucił się na Imeta.
Uderzył po przekątnej. Chłopak uchylił się i odpowiedział ciosem na kolano. Napastnik był zbyt wolny. Wyrżnął ostro o glebę.
W tym czasie Wilk wskoczył na najbliższego przeciwnika siłując się z nim. Dwóch znajdujący się nieopodal dryblasów sięgnęło po noże i rzucili się na ratunek kamratowi. Zaczęli zadawać serie dźgnięć w tułów Dagiego. Zwierze zaczęło wyć i miotać się próbując odeprzeć napastników. Półelfka uciekała się do brudnych sztuczek. sypiąc piachem po oczach i skupiając uderzenia na czułych punktach. Powaliła już jednego i zabierała się za drugiego bandziora. Trzeci zaszedł ją od tyłu. Nie zauważyła go. Powalił Serane przygniatając ciężarem swojego ciała do gleby. Dagi przewrócił się na ziemie. obok niego leżał jeden bydlak. Z przegryzionej tętnicy szyjnej strumieniami sikała jucha. Przez liczne rany na ciele wilka sączyła się krew tworząca kałuże woków zwierzęcia i trupa. Kiedy chłopak zauważył co stało się z wilkiem i dziewczyną wstąpił w niego demon. Kij spadał co raz szybciej i szybciej gradem ciosów na następnych napastników. Powalił jednego i końcem kija uderzył zwijającego się napastnika w twarz. Drewno ześlizgnęło się po czole prosto do oczodołu. Zagłębiło się w głowie nieszczęsnego bandziora na dłoń. Ciało przeszyły drgawki. Rozbójnicy podnieśli lament i odsunęli się od młodzika ogarniętego szałem. Łysy podniósł Sere z ziemi i przystawił jej nóż do gardła.
- Poddaj się albo ta kurwa skończy jak twój pchlarz! - Półelfka miała łzy w oczach. Imet rzucił kostur pod nogi jednego z napastników. - Na kolana psie! - Chłopak uklęknął. Dwóch mężczyzn podeszło do klęczącego.Jeden wykręcił mu ręce unieruchamiając go. Drugi wyjął sztylet i wbił go w brzuch aż po samą rękojeść.
- To za mojego brata sukinsynie. - Przekręcił ostrze wyjmując je. Zostawili Imeta leżącego i usilnie starającego się zatamować krwawienie. Kilku mężczyzn poszło do stodoły i wróciło niosąc cały dobytek wędrowców.
- Zwijamy się. - Rozkazał łysy. Uderzając Serane rękojeścią w potylice. Dziewczyna upadłą tracąc przytomność. Pozostałych bandytów zabrało ciała poległych kamratów i opuścili dziedziniec.
- Dzięki Alfi, chętnie skorzystamy. Znasz może jakieś tanie miejsca gdzie moglibyśmy zostawić nasze rzeczy i przenocować. - Chłopak mógł okazać się pomocny.
- Znam stajnie na uboczu gdzie nikt nie będzie wam przeszkadzał , a bagaże będziecie mogli zostawić ukryte w sianie.
- Myślałem raczej o jakimś zajeździe.
- Trudno teraz o miejsce w tawernach. Jeśli się jakieś znajdzie to na pewno za dużą cenę. Pokarze wam drogę do najbliższego takiego miejsca. - Ruszył w główną ulicą i skręcił w którąś z bocznych alejek. Szliśmy za nim. kiedy przechodziliśmy pod oknami jednej z kamienic. Z okna wylano pomyje prosto na mnie i Serane.
- Jak to capi. O Stwórco. Czy to ... - Dziewczyna zgięła się w pół i zwymiotowała. Mnie też zrobiło się niedobrze, dałem jednak rade z trudem przełknąć gule wzbierającej treści żołądkowej. To były pomyje wymieszane z fekaliami.
- W takim stanie w ogóle nie wpuszczą was gdziekolwiek. - powiedział dzieciak zatykając nos
- Zaprowadź nas do tej stajni najszybciej jak się da. - Pomogłem Serze otrząsnąć się i ruszyliśmy szybkim krokiem za chłopakiem.
Po kilku minutach stanęliśmy w małym tunelu pod zamkniętą drewnianą bramą.
- Poczekajcie chwile. - Chłopak zniknął za rogiem. Brama zaskrzypiała ciężko i uchyliła się lekko. - Wchodźcie, szybko zanim ktoś was zauważy. Przekroczyliśmy próg. Nasz przewodnik zamknął wrota mizernym skoblem. Na środku placu znajdowała się studnia. Stajnia była drewniana i przylegała do rogu placu. Przy jednej z ścian znajdował się stos drewna opałowego. koło nich była się sterta skrzyń i drewniany płot z małą dziurą przez którą musiał przecisnął się młodzieniec.
- Nikt tu nie chodzi odkąd zabito tu kilku kupców wraz z eskortą. Ale spokojnie to było kilka lat temu. Załatwić coś dla was kiedy będziecie się przebierać? - Zapytał rezolutnie kiwając się w przód i w tył.
- Szukamy kogoś z Legionu Gromu albo jakiegoś miejsca powiązanego z ogniem.
- Hmm. o niczym takim nie słyszałem ale jak mi zapłacicie popytam to tu, to tam. Alfi ma swoje znajomości. to będzie pięć denarów. - Wyciągnął rękę. Zdjąłem torbę i wyciągnąłem sakiewkę w której były monety. Wyjąłem sześć i podałem je do ręki chłopakowi.
- Masz na zachętę. Postaraj się tylko. - Złapał monety. podszedł w kierunku dziury i zniknął momentalnie. Weszliśmy do stajni niosąc kilka polan i kociołek wypełniony wodą po brzegi. Było ciemno. Przy drzwiach stała lampa oliwna. Zaraz ją zapaliliśmy.
Budynek ten zasługiwał raczej na miano Szopy lub małego magazynu. Był tylko jeden boks dla konia. Resztę przestrzeni wypełniało tylko siano. Przygotowałem na klepisku miejsce pod ogień i podgrzaliśmy wodę.
- Myje się pierwsza wyjdź. -Powiedziała zrzucając płaszcz
- Boks jest wysoki i ma pełne ściany. Tam możemy się myć i żadne z nas nie będzie musiało wychodzić. - Zaproponowałem takie rozwiązanie.
- Niech ci będzie ale i tak masz się odwrócić. Albo nabierz wody do tamtego wiadra i zacznij już prać. A ty Dagi pilnuj go. - Poklepała go po grzbiecie. Wyszedłem po wodę. Kiedy wróciłem Sera już była w boksie. Widziałem tylko jej nagie zgrabne łydki i głowę.
- No co tak stoisz, odwracaj się ale już!
- Dobra już się odwracam tylko nie krzycz. - podszedłem do najbliższego stogu usiadłem odwrócony plecami do Sery. - Tak dobrze?
- Ujdzie, pilnuj go Dagi żeby nie podglądał. - zdjąłem wszystkie ubrania za wyjątkiem kaleson i zacząłem prać. Spróbowałem się lekko obrócić. Kiedy tylko przekrzywiłem głowę wilk zawarczał. - Imet. - W jej głosie było słychać lekką irytacje.
- Szyja mi zdrętwiała chciałem ją tylko rozprostować. - Nic nie odpowiedziała. Nawet mój wilk się jej słuchał. Po kilku minutach wyszła Sera ubrana w trzewiki, ciemną spódnice do kolan. Na białą koszule z rękawami do łokci i pokaźnym dekoltem nałożyła Zielony kubrak o wykończeniach z żółtej nici. - Pięknie wyglądasz. - syciłem oczy jej widokiem.
- Zawrzyj dziób i wskakuj do boksu bo śmierdzisz. - Była zła. Zanim wszedłem się umyć wydobyłem zapasowe ubranie które Serana podwinęła od Galberych. Później się im przyjrzę.
Zdjąłem kalesony i zacząłem się obmywać. Sera wyszła z Dagim ze stajni. Usłyszałem stuk jakby coś uderzyło o dach ale to zignorowałem. Zaczynałem się ubierać w skórzane spodnie czerwoną koszule z szerokim bufiastym rękawem zwężającym się od łokci i pikowaną kamizele.
- Imet mamy gości! - Usłyszałem wołanie mojej towarzyszki. Od razu złapałem mój kostur i wybiegłem na dziedziniec. Wrota ustąpiły pod uderzeniem i do środka weszło dziewięciu mężczyzn w obdartych łachach i pałkami w rękach. Kilku miało sztylety za pasami.
- Szykuje się nam łatwy zarobek kamraty. Zaśmiał się chuderlawy łysol. - Możemy załatwić to jeszcze pokojowo oddacie nam wszystko co macie i nie stanie się wam krzywda przybłędy.
- Będziecie musieli sami je zabrać - Obróciłem kilka razy kijem.
- Wasza strata. Brać ich! - Rozeszli się szerokim łukiem. Ja stanąłem po prawej, Serana po lewej, a Dagi pomiędzy nami.
- Nie możemy ich zabić pamiętaj o tym. - Szepnąłem do dziewczyny.
- Wątpię by oni też o tym myśleli ale jak chcesz. - Syknęła łapiąc jakiś kij.
***
Uderzyli prawie jednocześnie na całej długości. Mieli przewagę liczebną. Pierwszy drab z prawej rzucił się na Imeta.
Uderzył po przekątnej. Chłopak uchylił się i odpowiedział ciosem na kolano. Napastnik był zbyt wolny. Wyrżnął ostro o glebę.
W tym czasie Wilk wskoczył na najbliższego przeciwnika siłując się z nim. Dwóch znajdujący się nieopodal dryblasów sięgnęło po noże i rzucili się na ratunek kamratowi. Zaczęli zadawać serie dźgnięć w tułów Dagiego. Zwierze zaczęło wyć i miotać się próbując odeprzeć napastników. Półelfka uciekała się do brudnych sztuczek. sypiąc piachem po oczach i skupiając uderzenia na czułych punktach. Powaliła już jednego i zabierała się za drugiego bandziora. Trzeci zaszedł ją od tyłu. Nie zauważyła go. Powalił Serane przygniatając ciężarem swojego ciała do gleby. Dagi przewrócił się na ziemie. obok niego leżał jeden bydlak. Z przegryzionej tętnicy szyjnej strumieniami sikała jucha. Przez liczne rany na ciele wilka sączyła się krew tworząca kałuże woków zwierzęcia i trupa. Kiedy chłopak zauważył co stało się z wilkiem i dziewczyną wstąpił w niego demon. Kij spadał co raz szybciej i szybciej gradem ciosów na następnych napastników. Powalił jednego i końcem kija uderzył zwijającego się napastnika w twarz. Drewno ześlizgnęło się po czole prosto do oczodołu. Zagłębiło się w głowie nieszczęsnego bandziora na dłoń. Ciało przeszyły drgawki. Rozbójnicy podnieśli lament i odsunęli się od młodzika ogarniętego szałem. Łysy podniósł Sere z ziemi i przystawił jej nóż do gardła.
- Poddaj się albo ta kurwa skończy jak twój pchlarz! - Półelfka miała łzy w oczach. Imet rzucił kostur pod nogi jednego z napastników. - Na kolana psie! - Chłopak uklęknął. Dwóch mężczyzn podeszło do klęczącego.Jeden wykręcił mu ręce unieruchamiając go. Drugi wyjął sztylet i wbił go w brzuch aż po samą rękojeść.
- To za mojego brata sukinsynie. - Przekręcił ostrze wyjmując je. Zostawili Imeta leżącego i usilnie starającego się zatamować krwawienie. Kilku mężczyzn poszło do stodoły i wróciło niosąc cały dobytek wędrowców.
- Zwijamy się. - Rozkazał łysy. Uderzając Serane rękojeścią w potylice. Dziewczyna upadłą tracąc przytomność. Pozostałych bandytów zabrało ciała poległych kamratów i opuścili dziedziniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz