muzyka

Od autora

Legion Gromu jest to moje pierwsze takie przedsięwzięcie. Częstotliwość udostępniania nowych rozdziałów niestety ulegnie zmianie. Nowy rozdział będzie udostępniany co niedzielę. Postaram się to wam wynagrodzić poprzez powiększenie ich długości. Jestem bardzo ciekaw waszej opinii o moim opowiadaniu. Zachęcam do komentowania i życzę miłej Lektury ;)
trujan_PL

10 sty 2016

Rozdział XIII

Rozdział XIII
Ucieczka z miasta

Przy klinice panował względny spokój. Gustaw czyścił swoją dwukółkę. Przez otwarte okiennice było słychać ciche pojękiwania. 
  - Już wracacie z zakupów? Co jesteście tacy bladzi? - Zapytał rosły mężczyzna prostując się z nad wózka 
  - Przed chwilą do miasta weszła paradnie armia cesarska. Salzberg stało się właśnie częścią Cesarstwa Galimor. - Powiedziałem. 
  - Rozwieszają nawet plakaty informacyjne. - dodała Sera.
  - Na Stwórcę, Przekażcie wieści Barkleyowi. - Powiedział znikając wewnątrz swojej kanciapy. Weszliśmy do Kliniki i od razu przekazaliśmy wieści uzdrowicielowi.
  - Stało się. Bogowie miejcie nas w swojej opiece. - Spanikował i zaczął się miotać po pomieszczeniach zbierając różne przedmioty.
- Opuszczam to zapyziałe miasto i wam radzę to samo. 
  - To zdejmij nam te twoje zabezpieczenia! - Wykrzyczała Serana
  - Idioci, czy wyście widzieli kiedyś żebym sam używał magi? Znam się tylko na talizmanach, których moc jest zaledwie znikoma i ziołolecznictwie oraz chirurgi. Te glify to zwykłe wzorki namalowane farbą, głupcy. A teraz zabierajcie swoje graty i poszli mi z tond. Tylko mi przeszkadzacie! - Zabraliśmy cały nasz majątek oraz podwędziliśmy trochę ziół. Chcieliśmy już opuścić klinikę kiedy do środka weszło pięciu legionistów i jeden członek kompani burzy. Dwóch stało przy drzwiach. Pozostała czwórka podeszła do Barkleya. 
  - To on. - Pokazał ten z kompani wskazując niziołka. Legionista który wyglądał na najwyższego rangą wyjął z torby przy pasie zwój papieru i rozwinął go. 
  - Hormo Berkley ze względu na fakt, iż jesteś jedynym uzdrowicielem w tym mieście zostajesz powołany do Legionu jako oficer medyczny. Proszę udać się z nami. - Odczytał żołnierz.
  - Ja jedyny to jakaś pomyłka. Zresztą ona - Pokazał na moją towarzyszkę. - też potrafi leczyć, zna się na ziołolecznictwie!
  - Nie potrzebujemy znachorów i zielarzy tylko chirurgów. A teraz udaj się z nami albo będziemy zmuszeni do użycia środków przymusu. - Wycedził po żołniersku.
  - Nigdy nie będę wam służył cesarskie psy! - Wykrzyknął łapiąc pogrzebacz z kominka.
  - Szkoda myślałem, że jesteś rozsądny niziołku. - westchnął - spacyfikować go. - Dwóch legionistów wyciągnęło zza pasa ciężkie kute pałki. Uderzyli kilka razy o tarcze zbliżając się w stronę uzdrowiciela. Zamachnął się kawałkiem stali na jednego z oprawców. Sparował jego cios tarczą. w tym czasie drugi uderzył znad głowy. Barkley upadł, tamci jednak dalej go okładali. Przestali dopiero jak stracił przytomność. Jeden przekazał swój sprzęt drugiemu i zarzucił sobie niziołka przez ramię. Wyszli bez słowa pozostawiając nas w klinice z przerażonymi pacjentami. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę słuchając lamentów. 
  - Zlitujcie się nad nami! Umrzemy bez pomocy uzdrowiciela! Dajcie nam dar łaski! - wołali chorzy. 
  - Musimy już iść. - powiedziałem biorąc swoją torbę z podłogi. 
  - Nie możemy ich tak zostawić. - Sera złapał mnie za ramię. - przyrządzę im senne mleko z większej dawki tak, że zasną ale się już nie obudzą. Ale to ty będziesz musiał im je podać. Ja nie dam rady. - Po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Przytuliłem ją.  
  - Jesteś tego pewna? - Skinęła tylko głową. Ruszyła się do zaplecza i zaczęła przyrządzać napój. W tym czasie zacząłem rozmawiać z pacjentami. Wszyscy byli nam bardzo wdzięczni. Tylko jeden mężczyzna, którego jeszcze nie było w klinice kiedy wyszliśmy na zakupy, nie był z tego do końca zadowolony. 
  - Cieszy mnie, że nie chcecie nas tu zostawić byśmy zdechli jak jakieś ranne psy. - Wypluł krew - Jestem z wybrzeża żagli i chce umrzeć jak na mężczyznę stamtąd przystało. Weź mój sztylet i przebij mi serce. - skinąłem tylko porozumiewawczo. - Przyjmij to - Wcisnął mi do ręki symbol trzech trójkątów zachodzących na siebie  zawieszony na rzemyku - To symbol mojego Bóstwa Hrungira
Niech doda ci sił i wspomoże twoje ramie w wykonaniu ciosu.
Założyłem medalion - Jak ci na imię? -zapytałem poprawiając chwyt na sztylecie.
  - Salfe wilczy kieł. 
  - Salfie  wilczy kle oddaje cię w ramiona twojego bóstwa Hrungira. - Wbiłem sztylet w jego pierś.
  - Dziękuję chłopcze. - Wyszeptał i opadł bezwładnie. Podaliśmy każdemu senne mleko i poczekaliśmy aż zasną na dobre. 
  - Nie możemy zostawić tak ich ciał. - Powiedziałem wynosząc nasz dobytek. - Wynieśmy je na zewnątrz na dziedziniec ułóżmy na stosie z drwa opałowego polejmy oliwą i spalmy. Tak należy.
  - Nie dam rady. - Serana popatrzyła na mnie dalej płacząc.   
  - Imet dobrze mówi. - Ze swojej kanciapy wyszedł Gustaw. - Serano pomogę mu z ciałami a ty ułóż stos. - skinęliśmy mu oboje. Nie minęła godzina, a stos masowego pogrzebu już płoną. Weszliśmy ostatni raz do kliniki i dokładnie ją przeszukaliśmy. Za obrazem znaleźliśmy szkatułę w której Barkley trzymał pieniądze. Była zamknięta na klucz. 
  - Musimy ją jakoś otworzyć, tylko jak. - Zaczął obmacywać kuferek szukając słabych punktów. - Zamek nie wydaje się bardzo mocny. - Rzekł spoglądając na mój miecz. - Spróbuj podważyć wieko. - wyjąłem Orenmira i wepchnąłem jego sztych w szczelinę. Naparłem całym ciałem na miecz tworząc dźwignię. Szkatuła ustąpiła. Była wypełniona monetami po brzegi. Podzieliliśmy się o połowie. Przypadało po około czterystu denarów. Pożegnaliśmy się na dziedzińcu.  
  - Wyjeżdżam z miasta, może zabierzecie się ze mną przydała by mi się wasza pomoc. Moglibyśmy dużo zarobić robiąc za wędrownych uzdrowicieli. Co wy na to? - Zapytał mężczyzna.
  - Niestety mamy tu jeszcze coś do załatwienia. - odrzekłem spoglądając na dziewczynę. - Wyjedziemy jednak najszybciej jak się da.
  - Jeśli będziecie potrzebowali porządnego noclegu udajcie się do gospody Pd Kociołkiem. I powołajcie się na mnie. Patrik powinien oś wam znaleźć. - Kiedy wypowiedział nazwę tawerny doznałem olśnienia. - Wielkie dzięki Gustawie. Nie zapomnę ci tego i żegnaj. - Uścisnęliśmy sobie dłonie na pożegnanie i ruszyliśmy w swoje strony. - Mam przeczucie, że w tej knajpie znajdziemy moje przeznaczenie. 
  - Co ty bredzisz. - Powiedziała smutnym głosem. - Przecież swoje przeznaczenia masz znaleźć w ogniu... - Zamilkła na chwilę. - Na stwórcę. Jaka ja byłam głupia. Przecież pod kotłem znajdować się płomień. Zaraz cię tam zaprowadzę to już niedaleko. - Przeszliśmy tylko kilka uliczek i stanęliśmy pod drzwiami tawerny. Nad nimi wisiał duży metalowy szyld przedstawiający kociołek z nawą przybytku wyciętą w blasze. Weszliśmy do środka. Wnętrze było zadymione i gwarne. Większość gości stanowili najemnicy z Kompani Burzy i legioniści cesarscy. Podeszliśmy do baru. 
  - Wolnych miejsc na nocleg nie ma. Podać coś? - Powiedział gruby jegomość z pokaźnym sumiastym wąsem i łysiną na czubku głowy polerując kufel.
  - Witaj Patriku masz pozdrowienia od Gustawa. - Powiedziałem jakbym nie usłyszał jego obeschłej informacji.
  - Znacie Gustawa? Co z nim? - zapytał odstawiając kufel. 
  - Teraz powinien być już gdzieś w pobliżu bramy głównej. Opuszcza Salzberg. To może znajdzie się jednak jakieś miejsce.
  - Na zapleczu, mam tam magazyn tylko tam mam kawałek wolnego miejsca. Usiądźcie tam - Wskazał stolik w cieniu znajdujący się w samy rogu izby. - Zaraz się do was dosiądę i pogadamy. - Rozsiedliśmy się na ławie. Sera była przybita dzisiejszymi zdarzeniami. Nie powiem, też byłem tym wstrząśnięty ale ukrywałem to przed nią. Zebrani legioniści zaczęli nagle walić kuflami o stół wykrzykując 
  - Śpiewaj! Śpiewaj! - Na jeden ze stołów wszedł mężczyzna w bufiastej zdobionej koszuli z lutnią w ręku. Wszyscy ucichli. Uderzył parę razy w struny wypuszczając melodyczne dźwięki I podął śpiew. 

Powstańcie najemnicy i wy żołnierze też! 
Kto możesz tęgą lagę do garści zaraz bierz. 
Bo już wiosenny nów o sobie daje znać. 
Będziemy mogli znów na wojnie bić i prać!

O wojnie gada ten, co nie wie o niej nic! 
Powiadam wam, że wojna to niezbyt śmieszny widz. 
Niejeden mężny mąż, niejeden dobry druh. 
Na wojnie stracił życie, kapelusz albo but!

Powstańcie najemnicy i wy żołnierze też! 
Kto możesz tęgą lagę do garści zaraz bierz. 
Bo już wiosenny nów o sobie daje znać. 
Będziemy mogli znów na wojnie bić i prać!


Gdzie cesarz Galimoru? Wśród Wolnych Marchi gmin! 
Pośrodku pustych równin, a żołnierze z nim. 
Bez przerwy dzień i noc wciąż nalegają nań. 
By wiódł ich do Zegii, by ją zdobyli dlań.


Powstańcie najemnicy i wy żołnierze też! 
Kto możesz tęgą lagę do garści zaraz bierz. 
Bo już wiosenny nów o sobie daje znać. 
Będziemy mogli znów na wojnie bić i prać!

Żegnajcie nam Salin, Salin i Bezoran. 
I dobre miasto Salzberg, gdzie dobre wina są. 
Wypili żołnierze po dwadzieścia denarów litr. 
Zapłacą Zegijczycy, a nie to wezmą w pysk.

Powstańcie najemnicy i wy żołnierze też! 
Kto możesz tęgą lagę do garści zaraz bierz. 
Bo już wiosenny nów o sobie daje znać. 
Będziemy mogli znów na wojnie bić i prać!


Grajek skończył piosenkę, Nagrodzono go gromkimi brawami. Do naszego stolika dosiadł się karczmarz przynosząc tace z dwoma miskami potrawki z zająca i trzema kuflami wina jabłkowego.
  - Gustaw zawsze miał nosa do kłopotów. Kiedy robiło się nie przyjemnie to zawsze wiedział kiedy należy odejść. Chyba też zacznę zwijać swój interes. A teraz wracajmy do rzeczy. Przyjaciele Gustawa są moimi przyjaciółmi. Zatem mogę wam jeszcze w czymś pomóc? - Zapytał podnosząc naczynie.  
  - Jest jedna sprawa. Poszukujemy Legionu Gromu. - Zakrztusił się napitkiem i zbladł. 
  - Ciszej, to nie jest bezpieczne. Możecie u mnie przenocować ale tylko dzisiaj. Radze wam zarzucie swoje poszukiwania i odejdzie puki możecie. - Wstał od stołu i ruszył prosto do baru.
  - Dziwne, ktoś musiał go bardzo nastraszyć skoro tak zareagował. - Powiedziała Serana. - Zamów mi jeszcze tego trunku, chce zapomnieć o dzisiejszym dniu. - Siedzieliśmy przy stole jeszcze kilka godzin popijając jabkocza w milczeniu. Sera piła bez opamiętania opróżniła dwa dzbany. Ja w tym czasie wypiłem może z trzy kufle przyglądając się przerzedzającym się biesiadnikom. Nie zauważyłem nikogo kto odbiegał by wyglądem od żołnierzy albo lokalnych. Dziewczyna upiła dość mocno. Podszedłem do Patrika by wskazał nam zaplecze. Był poddenerwowany, powiedział mi jak mam trafić do zaplecza. Najpierw zabrałem nasze rzeczy i przygotowałem posłanie ze skór. Wracając po Serane w wąskim korytarzu wpadłem na zakapturzonego mężczyznę. Korytarz prowadził do kuchni, zaplecza i wychodka więc nie zdziwiła mnie jego obecność w przejściu. Wróciłem do sali głównej. Prawie wszyscy goście leżeli upici w sztok, nie było wśród nich żadnego żołnierza. Pomogłem mojej towarzyszce podnieść się z ławy i stabilizując jej chwiejny krok ruszyliśmy do naszej izby. W środku było ciemno, a przysiągłbym, że paliły się świece. puściłem Serane która oparła się o ścianę. Zgięła się w pół i zwymiotowała. Podszedłem do miejsca, gdzie według mojej pamięci powinien znajdować się świecznik. Zapaliłem pierwszy knot, kiedy poczułem zimne ostrze sztyletu na mojej szyi. 
  - Kontynuuj. - Powiedział spokojny cichy damski głos. zapaliłem resztę świec. Pomieszczenie wypełnił słaby poblask. Mały lufcik na przeciwległej ścianie był uchylony.
  - Dlaczego szukasz Legionu? - zapytała dalej obojętnym głosem.   - Zostaw mojego partnera suko! - wybełkotała półelfka zataczając się w naszą stronę ze sztyletem w dłoni.
Napastniczka odepchnęła mnie od siebie prosto na niski stołek o który się przewróciłem. Złapała Sere za nadgarstek wykręcając ją jedną ręką. drugą w tym czasie sięgnęła za pazuchę płaszcza i sypnęła jakiś purpurowy pył jej twarz. Dziewczyna zaczęła kasłać. Po chwili upadła nieprzytomna na deski. W moim zasięgu znalazła się pochwa z moim mieczem. Wydobyłem klingę odwracając się na plecy by móc widzieć co się dzieje naokoło. Wyprostowałem rękę chcąc zasłonić się gardą w deskę centymetr od mojej głowy wbił się nóż, drugi trafił pomiędzy moje nogi przybijając moje spodnie do podłogi. 

  - Odłóż grzecznie ten kozik i gadaj zanim się zdenerwuje. - w ręku bawiła się kolejnym sztyletem. Twarz byłą skryta w cieniu czerwonego kaptura. 
  - Chce dołączyć do Legionu. - Powiedziałem sylabizując trochę ze strachu. . wypuszczając orenmira, ale tak by dalej był w moim zasięgu. Czyżby to już miał kres mojego życia. zadałem sobie takie pytanie w duchu.   
  - Ty nędzny dzieciaku? Wybrałeś złe ugrupowanie.- zaśmiała się nagłos zbliżając się. - Szykuj się na kres swojego marnego żywota. - Szykowała się już do rzutu, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Wyleciał z nich toporek który leciał prosto w moją napastniczkę. przesunęła się bliżej mnie robiąc unik. Wykorzystałem okazje. złapałem szybko miecz i ciąłem na odlew. Znów zrobiła unik jedna spóźniła się trochę z reakcją. Zahaczyłem czubkiem ostrza jej twarz. Krzyknęła zakrywając twarz. Mężczyzna w czarnej skórzanej pikowanej kurcie wpadł do środka dzierżąc miecz. Kobieta Rzuciła jakimś zawiniątkiem które rozwinęło się w locie i wpadł w płomienie świecznika. Izbą wstrząsnął nagły huk i błysk. Kiedy po kilku sekundach odzyskałem wzrok mój wybawiciel stał już na nogach i podchodził do leżącej Serany. Napastniczki nie było na zapleczu. 
  - Czy ona? - zapytałem kiedy wybawca zaczął podnosić się z kolan.
  - Żyje, jest tylko nie przytomna, dostała proszkiem z grzybipiura. 
A co z tobą jesteś ranny? - Powiedział podchodząc do toporka i wyrwał go ze ściany. 
  - Nic mi nie jest. Jestem ci dozgonnie wdzięczny za ocalenie Panie. - wyzwoliłem się od sztyletu przytrzymującego moje spodnie.
  -  Jestem Miles Dimmik, zwany również czarnym łowcą. Jak was zwą? - Zapytał przysiadając na jakiś skrzyniach. 
  - Nazywam się Imet, a moja towarzyszka to Serana.
  - Mieliście szczęście, że Patrik zdążył mnie powiadomić o waszych poszukiwaniach. Więc od razu zapytam dlaczego szukacie Legionu Gromu?  - ułożył toporek na kolanach a miecz schował do pochwy.
  - Moją wioskę zrównały z ziemią gobliny. Kiedy mój wuj umierał przysiągłem mu, że dołączę do was. Zresztą mój ojciec podobno był legionistą. Miałem jeszcze wizje, która pomogła mi tu trafić. Serane spotkałem po drodze i pomogłem jej. W zamian za to przysięgła, że będzie mi towarzyszyć tak długo do puki nie zwolnię jej z tego.
  - Wizje powiadasz. Dobra pogadamy później teraz musimy opuścić to miasto i zatrzeć za sobą ślady. Poczekaliśmy, - aż półelfka się obudzi i opuściliśmy tawernę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz