Rozdział IX
Wędrówka do Salzberg
Kiedy się obudziłem Serana już krzątała się po izbie pakując przydatne rzeczy.
- Nareszcie się obudziłeś. - Powiedziała stając w nogach łóżka. Ręce oparła na biodrach. Jak mogłeś zasnąć ze mną w jednym łóżku. Nie wstyd ci?
- Co? Przecież sama prosiłaś bym jeszcze został. - Byłem zmieszany.
- Tak, ale nie o to mi chodziło.
- Przepraszam i wyrażaj się na przyszłość jaśniej, dobrze.
- Niech ci będzie. - Odfuknęła wracając do pakowania. Czułem, że jej towarzystwo będzie na swój sposób irytujące i ekscytujące.
- Ubierz się wygodnie, czeka nas szmat drogi. - Powiedziałem
- Wiem o tym, a teraz wyjdź stąd. Chce się przebrać. - Wyjęła z kufra jakieś zawiniątko.
- Dagi chodź - Nie słuchał mnie. Leżał dalej w kącie.
- On może zostać. - Nie chciałem jej znowu podpaść więc zniknąłem za drzwiami pozostawiając tam wilka. Przy stole siedział już Mat, a Helen mieszała w kotle dużą chochlą. Mamrotała obelgi pod adresem Serany.
- O już wstałeś Imet. Zatem mogę obudzić tego bękarciego lenia. - Pan Galbery podniósł się i ruszył w stronę sypialni. Wyciągnął już rękę by chwycić za klamkę. Złapałem go za nadgarstek
- Nie dotkniesz już Sery. Jedzie ze mną.
- Co?! Jakim prawem? - wyrwał się i zaczął wrzeszczeć. - Niech tylko ta szpiczasto ucha pinda pojawi mi się na oczy!
- Ostrzegam ostatni raz. - powiedziałem ze spokojem.
- Zawrzyj pysk pasterzyku! kim jesteś by mi grozić? - Zamachnął się na mnie. Bez problemu złapałem go za przedramię.
- Doigrałeś się tego. - Drugą ręką ująłem jego kubrak i trzasnąłem go czołem w nos. - Rozległo się chrupnięcie pękającej chrząstki. Puściłem go. Zatoczył się i upadł na podłogę trzymając się za nos. Jego żona podbiegła do niego płacząc. Drzwi do izby otworzyły się i wyszła Sera. Na nogi włożyła skórzane kozaki podchodzące pod kolana i bordowe spodnie podtrzymywane przez ten sam pasek. Do uda była przywiązana rzemieniami pochwa z nożem. Spod kamizeli prześwitywała biała koszula. Z ramion zwisał zielony płaszcz. Za nią pojawił się wilk. Kiedy zobaczyła Mata zwijającego się z bólu uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Dobrze ci tak staruchu. Żałuje tylko że to nie ja złamałam ci ten kinol. - Podała mi mój ekwipunek. i ruszyła do wyjścia, byłem z Dagim tuż za nią. Kiedy Byliśmy na wysokości furty głównej Galberowie pokazali się w progu domostwa i zaczęli do nas wrzeszczeć.
- Ty niewdzięczna suko! - Przebijał się głos Helen
- Jesteście oboje siebie warci! Obyście sczeźli w Salzbergim rynsztoku zadźgani przez jakiegoś zbira. - złorzeczył Mat.
- Poczekaj. - Powiedziałem ściągając łuk z ramienia i zakładając strzałę na cięciwę. Wycelowałem - Powtórzcie to, jeśli madzie odwagę! - Natychmiastowo zamarli z przerażenia. Schowałem strzałę do kołczanu zawieszonego przy pasie i przytroczyłem łuk do tobołu. Ruszyłem szlakiem. Miałem już serdecznie dość tego miejsca
- Czemu nie strzeliłeś? Miałeś ich jak na widelcu.
- Nie jestem mordercą. Traktowali cię paskudnie, ale to nie powód by ich zabijać. Poza tym dostali za swoje. Będą teraz musieli sami pracować, a Mat do końca życia, kiedy będzie patrzył w swoje odbicie będzie przypominał sobie ten moment. - powiedziałem z obojętnością - Mam nadzieje, że nie będziesz żałować swojej decyzji i pamiętaj od teraz jesteś wolna i odpowiadasz tylko za siebie.
- Mylisz się. - Spojrzałem na nią - Zgodziłeś się bym ci towarzyszyła i zamierzam tak uczynić. Zatem odpowiadamy za siebie nawzajem tak długo póki mnie nie odprawisz.
- Niech ci będzie Sero. - Nie wiedziałem czy się cieszyć czy przeklinać moją decyzje. Drogę umilaliśmy rozmową. Opowiedziałem jej moją historię. Wydała jej się bardzo ciekawa i co chwile zadawała jakieś pytania o szczegóły. Zatrzymaliśmy się w końcu na popas. łąka przy trakcie nadawała się do tego idealnie.
- Umiesz używać jakiejś broni Sero?
- Nóż nie jest mi obcy. Podobno w elfiej krwi jest dar do łuku, a trochę tej krwi mam więc i może z łukiem sobie poradzę. - Uśmiechnęła się figlarnie bawiąc się ostrzem.
- Zaraz zobaczymy czy w tym co mówisz jest odrobina prawdy. Co powiesz na mały sparing? A potem zobaczymy jak ci idzie z łukiem.
- Mi to pasuje, ale żeby nikomu nic się nie stało używajmy tego. Rzuciła mi kawałek patyka który wielkością odpowiadał przeciętnemu sztyletowi. Sama dzierżyła taki sam. Odpięła płaszcz i zawiesiła na gałęzi krzaka. Dagi przyglądał się nam uważnie. - Tylko się nie popłacz jeśli dostaniesz tęgie lanie. - Zaczęliśmy krążyć w okół siebie.
- Martw się lepiej o siebie. - Runąłem na nią. Wyprowadziłem proste cięcie. Była szybka, z łatwością uniknęła mojego ciosu.
- Teraz moja kolej. - Prowizoryczne ostrze trzymała inaczej niż ja. Miała zaciśniętą pięść. Na jednym końcu drewienka spoczywał kciuk, a reszta wychodziła spod małego palca. Spróbowała wykonać odgórne dźgnięcie. Sparowałem atak przedramieniem blokując jej ruch chwytając za ramie. Przyłożyłem badyl do jej gardła
- Wygrałem. - uśmiechnąłem się puszczając ją.
- Gdzie nauczyłeś się posługiwać tak nożem ? - fuknęła z irytacją.
- Ostatnie dni u Borcha poświęciłem na naukę walki, a nie zielarstwa. - odpowiedziałem podając Seranie łuk i strzały.
- Oszukałeś mnie! nie wspomniałeś o tym kiedy mówiłeś o wizycie u leśniczego. - Zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. Wyglądał całkiem uroczo kiedy się złościła.
- Nigdy nie wiesz z kim przyjdzie ci walczyć. Postanowiłem przemilczeć te kilka faktów by przekazać ci najważniejszą lekcje, którą dostałem od życia i którą dopiero Borch mi wyjaśnił.
- Już rozumiem, ale dalej się na ciebie gniewam. - Jej twarz wróciła do normalnego wyrazu. - To daj mi ten łuk i przekaż od razu jakieś lekcje, które dostałeś od twojego przyjaciela. - Powiedziałem wszystko co wiedziałem o łucznictwie. Wyznaczyłem jej cel. Tylko jedna na dziesięć strzał chybiła. Stałem jak wryty. W mojej pierwszej próbie trafiłem tylko dwa razy.
- Ty to widzisz? - Cieszyła się jak małe dziecko.
- Miałaś racje z tą krwią elfów. Łuk jest twój, będzie tobie lepiej służył niż mi. - Nie było mi łatwo to powiedzieć.
- Naprawdę? Dziękuje! - Uścisnęła mnie mocno i dała buziaka. Nie spodziewałem się tego. Odskoczyła nagle jakby parzona ogniem. Zarumieniliśmy się oboje. - Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. - Odpowiedziałem drapiąc się po głowie.
- Zaczyna się ściemniać Imet. Przydało by się przygotować obozowisko. Zajmij się ogniskiem, a ja przygotuje miejsca do spania. - Ogień płonął już po kilku minutach.
- Co ty tam tak długo grzebiesz w tym bagażu? - zapytałem podchodząc do Sery
- Jestem pewno, że gdzieś to spakowałam. Rozłóż to przy ogniu. - Podała mi dwa grube wełniane koce podróżne. Obok siebie rozłożyła resztę pakunków. Małą drewnianą szkatułkę, Dwie drewniane miski wraz z kompletami sztućców, cztery komplety ubrań w tym jeden męski. - Przy okazji masz tu ubranie na zmianę. Nie ma go tu musiałam spakować go u ciebie.
- Dziewczyno ileś ty tego zabrała? i co zapakowałaś w mojej torbie. - ledwo co trzymałem nerwy na wodzy.
- Zapakowałam tylko przydatne drobiazgi. u siebie w torbie masz kilka denarów i tak marnowały się u Galberów. Oprócz tego kostkę mydła, powiększone zapasy ziół i pożywienia. Oraz to czego szukam czyli kociołek. - Pokręciłem głową.
- To by tłumaczyło dlaczego moja torba była cięższa. Po jaką cholerę tyle tego brałaś.
- Tyle? było by więcej ale brakło już miejsca. - Poddałem się. Usiadłem przy ognisku. Dagi położył się obok mnie i przekrzywił swój łeb. Serana ustawiła kociołek i ugotowała całkiem dobry gulasz. Położyliśmy się spać. Nazajutrz zjedliśmy odgrzewane resztki. i powtórzyliśmy sparing przed wyruszeniem.
- Dzisiaj tak łatwo ci nie pójdzie. - W jej oczach pojawił się błysk.
- Nie rzucaj słów na wiatr. - Zaatakowała jako pierwsza podbiegła lekko z boku. wyprowadziła cięcie na odlew. Nawet nie musiałem robić uniku. Wykorzystałem jednak okazje i podłożyłem jej nogę. Wywróciła się. Podszedłem do niej gotowy od odskoku w razie jakby czegoś próbowała. Kiedy byłem w zasięgu czterech łokci Odwróciła się nagle i cisnęła mi garść piachu prost w twarz. Odskoczyłem, ale to nic nie pomogło. Zacząłem przecierać podrażnione oczy, kiedy mnie podcięła. Upadłem i zgubiłem gdzieś mój kijek. Usiadła mi na plecach i udała, że podrzyna gardło. Pomogła mi wstać i podała bukłak z wodą. nalałem trochę wody na dłonie i przemyłem twarz
- I jak? -zapytała z nie ukrywaną satysfakcją.
- Szybko się uczysz. To zagranie z piachem było całkiem pomysłowe. Nie możesz mierzyć się ze mną na siłę ani technikę, więc uciekłaś się do brudnych zagrań. Gratulacje. - Moja duma ucierpiała, ale nie mogłem tego okazać. Zwinęliśmy obóz i ruszyliśmy do miasta. Podczas drogi Serana opowiadała o sobie. Pasek który zawsze nosiła był jedyną pamiątką po jej matce. Misterny wzór na nim był klanowymi symbolami. Jej życie nie było łatwe. Nie miała żadnych przyjaciół ani znajomych. Nawet parobkowie z niej szydzili w czasach świetności rodu Galberyh i ich folwarku.
- Skoro było ci tak źle z Galberami dlaczego nie odeszłaś prędzej? - Byłem tego bardzo ciekaw.
- Bałam się, że sama sobie nie poradzę. - Spuściła głowę i ściszyła głos. - Z twoim pojawieniem obudziła się we mnie stłumione nadzieje. Nie byłam przekonana czy nie jesteś taki jak ci zadufani szlachcie. Rozwiałeś jednak moje obawy i czułam, że to moja jedyna szansa. Nie zawiodłeś mnie - Nie było jej łatwo tego powiedzieć. Objąłem ją ramieniem.
- Dziękuje, że mi to powiedziałaś. Mam jeszcze jedno pytanie.
Zamierzam dołączyć do legionu. A czego ty chcesz?
- Tak jak mówiłam, dopóki mnie nie odprawisz będę ci towarzyszyć. Nieważne co postanowisz i gdzie się udasz. - Wyślizgnęła się z pod mojego ramienia.
- Dobrze, ale wiedz, że jeśli będziesz chciała mnie opuścić to otwarcie powiedz. Nie chcę cię na siłę ciągać ze sobą. - Na horyzoncie zaczęły majaczyć miejskie zabudowania. - Zbliżamy się już do Salzberg.
- Przepraszam i wyrażaj się na przyszłość jaśniej, dobrze.
- Niech ci będzie. - Odfuknęła wracając do pakowania. Czułem, że jej towarzystwo będzie na swój sposób irytujące i ekscytujące.
- Ubierz się wygodnie, czeka nas szmat drogi. - Powiedziałem
- Wiem o tym, a teraz wyjdź stąd. Chce się przebrać. - Wyjęła z kufra jakieś zawiniątko.
- Dagi chodź - Nie słuchał mnie. Leżał dalej w kącie.
- On może zostać. - Nie chciałem jej znowu podpaść więc zniknąłem za drzwiami pozostawiając tam wilka. Przy stole siedział już Mat, a Helen mieszała w kotle dużą chochlą. Mamrotała obelgi pod adresem Serany.
- O już wstałeś Imet. Zatem mogę obudzić tego bękarciego lenia. - Pan Galbery podniósł się i ruszył w stronę sypialni. Wyciągnął już rękę by chwycić za klamkę. Złapałem go za nadgarstek
- Nie dotkniesz już Sery. Jedzie ze mną.
- Co?! Jakim prawem? - wyrwał się i zaczął wrzeszczeć. - Niech tylko ta szpiczasto ucha pinda pojawi mi się na oczy!
- Ostrzegam ostatni raz. - powiedziałem ze spokojem.
- Zawrzyj pysk pasterzyku! kim jesteś by mi grozić? - Zamachnął się na mnie. Bez problemu złapałem go za przedramię.
- Doigrałeś się tego. - Drugą ręką ująłem jego kubrak i trzasnąłem go czołem w nos. - Rozległo się chrupnięcie pękającej chrząstki. Puściłem go. Zatoczył się i upadł na podłogę trzymając się za nos. Jego żona podbiegła do niego płacząc. Drzwi do izby otworzyły się i wyszła Sera. Na nogi włożyła skórzane kozaki podchodzące pod kolana i bordowe spodnie podtrzymywane przez ten sam pasek. Do uda była przywiązana rzemieniami pochwa z nożem. Spod kamizeli prześwitywała biała koszula. Z ramion zwisał zielony płaszcz. Za nią pojawił się wilk. Kiedy zobaczyła Mata zwijającego się z bólu uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Dobrze ci tak staruchu. Żałuje tylko że to nie ja złamałam ci ten kinol. - Podała mi mój ekwipunek. i ruszyła do wyjścia, byłem z Dagim tuż za nią. Kiedy Byliśmy na wysokości furty głównej Galberowie pokazali się w progu domostwa i zaczęli do nas wrzeszczeć.
- Ty niewdzięczna suko! - Przebijał się głos Helen
- Jesteście oboje siebie warci! Obyście sczeźli w Salzbergim rynsztoku zadźgani przez jakiegoś zbira. - złorzeczył Mat.
- Poczekaj. - Powiedziałem ściągając łuk z ramienia i zakładając strzałę na cięciwę. Wycelowałem - Powtórzcie to, jeśli madzie odwagę! - Natychmiastowo zamarli z przerażenia. Schowałem strzałę do kołczanu zawieszonego przy pasie i przytroczyłem łuk do tobołu. Ruszyłem szlakiem. Miałem już serdecznie dość tego miejsca
- Czemu nie strzeliłeś? Miałeś ich jak na widelcu.
- Nie jestem mordercą. Traktowali cię paskudnie, ale to nie powód by ich zabijać. Poza tym dostali za swoje. Będą teraz musieli sami pracować, a Mat do końca życia, kiedy będzie patrzył w swoje odbicie będzie przypominał sobie ten moment. - powiedziałem z obojętnością - Mam nadzieje, że nie będziesz żałować swojej decyzji i pamiętaj od teraz jesteś wolna i odpowiadasz tylko za siebie.
- Mylisz się. - Spojrzałem na nią - Zgodziłeś się bym ci towarzyszyła i zamierzam tak uczynić. Zatem odpowiadamy za siebie nawzajem tak długo póki mnie nie odprawisz.
- Niech ci będzie Sero. - Nie wiedziałem czy się cieszyć czy przeklinać moją decyzje. Drogę umilaliśmy rozmową. Opowiedziałem jej moją historię. Wydała jej się bardzo ciekawa i co chwile zadawała jakieś pytania o szczegóły. Zatrzymaliśmy się w końcu na popas. łąka przy trakcie nadawała się do tego idealnie.
- Umiesz używać jakiejś broni Sero?
- Nóż nie jest mi obcy. Podobno w elfiej krwi jest dar do łuku, a trochę tej krwi mam więc i może z łukiem sobie poradzę. - Uśmiechnęła się figlarnie bawiąc się ostrzem.
- Zaraz zobaczymy czy w tym co mówisz jest odrobina prawdy. Co powiesz na mały sparing? A potem zobaczymy jak ci idzie z łukiem.
- Mi to pasuje, ale żeby nikomu nic się nie stało używajmy tego. Rzuciła mi kawałek patyka który wielkością odpowiadał przeciętnemu sztyletowi. Sama dzierżyła taki sam. Odpięła płaszcz i zawiesiła na gałęzi krzaka. Dagi przyglądał się nam uważnie. - Tylko się nie popłacz jeśli dostaniesz tęgie lanie. - Zaczęliśmy krążyć w okół siebie.
- Martw się lepiej o siebie. - Runąłem na nią. Wyprowadziłem proste cięcie. Była szybka, z łatwością uniknęła mojego ciosu.
- Teraz moja kolej. - Prowizoryczne ostrze trzymała inaczej niż ja. Miała zaciśniętą pięść. Na jednym końcu drewienka spoczywał kciuk, a reszta wychodziła spod małego palca. Spróbowała wykonać odgórne dźgnięcie. Sparowałem atak przedramieniem blokując jej ruch chwytając za ramie. Przyłożyłem badyl do jej gardła
- Wygrałem. - uśmiechnąłem się puszczając ją.
- Gdzie nauczyłeś się posługiwać tak nożem ? - fuknęła z irytacją.
- Ostatnie dni u Borcha poświęciłem na naukę walki, a nie zielarstwa. - odpowiedziałem podając Seranie łuk i strzały.
- Oszukałeś mnie! nie wspomniałeś o tym kiedy mówiłeś o wizycie u leśniczego. - Zacisnęła usta i zmarszczyła brwi. Wyglądał całkiem uroczo kiedy się złościła.
- Nigdy nie wiesz z kim przyjdzie ci walczyć. Postanowiłem przemilczeć te kilka faktów by przekazać ci najważniejszą lekcje, którą dostałem od życia i którą dopiero Borch mi wyjaśnił.
- Już rozumiem, ale dalej się na ciebie gniewam. - Jej twarz wróciła do normalnego wyrazu. - To daj mi ten łuk i przekaż od razu jakieś lekcje, które dostałeś od twojego przyjaciela. - Powiedziałem wszystko co wiedziałem o łucznictwie. Wyznaczyłem jej cel. Tylko jedna na dziesięć strzał chybiła. Stałem jak wryty. W mojej pierwszej próbie trafiłem tylko dwa razy.
- Ty to widzisz? - Cieszyła się jak małe dziecko.
- Miałaś racje z tą krwią elfów. Łuk jest twój, będzie tobie lepiej służył niż mi. - Nie było mi łatwo to powiedzieć.
- Naprawdę? Dziękuje! - Uścisnęła mnie mocno i dała buziaka. Nie spodziewałem się tego. Odskoczyła nagle jakby parzona ogniem. Zarumieniliśmy się oboje. - Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. - Odpowiedziałem drapiąc się po głowie.
- Zaczyna się ściemniać Imet. Przydało by się przygotować obozowisko. Zajmij się ogniskiem, a ja przygotuje miejsca do spania. - Ogień płonął już po kilku minutach.
- Co ty tam tak długo grzebiesz w tym bagażu? - zapytałem podchodząc do Sery
- Jestem pewno, że gdzieś to spakowałam. Rozłóż to przy ogniu. - Podała mi dwa grube wełniane koce podróżne. Obok siebie rozłożyła resztę pakunków. Małą drewnianą szkatułkę, Dwie drewniane miski wraz z kompletami sztućców, cztery komplety ubrań w tym jeden męski. - Przy okazji masz tu ubranie na zmianę. Nie ma go tu musiałam spakować go u ciebie.
- Dziewczyno ileś ty tego zabrała? i co zapakowałaś w mojej torbie. - ledwo co trzymałem nerwy na wodzy.
- Zapakowałam tylko przydatne drobiazgi. u siebie w torbie masz kilka denarów i tak marnowały się u Galberów. Oprócz tego kostkę mydła, powiększone zapasy ziół i pożywienia. Oraz to czego szukam czyli kociołek. - Pokręciłem głową.
- To by tłumaczyło dlaczego moja torba była cięższa. Po jaką cholerę tyle tego brałaś.
- Tyle? było by więcej ale brakło już miejsca. - Poddałem się. Usiadłem przy ognisku. Dagi położył się obok mnie i przekrzywił swój łeb. Serana ustawiła kociołek i ugotowała całkiem dobry gulasz. Położyliśmy się spać. Nazajutrz zjedliśmy odgrzewane resztki. i powtórzyliśmy sparing przed wyruszeniem.
- Dzisiaj tak łatwo ci nie pójdzie. - W jej oczach pojawił się błysk.
- Nie rzucaj słów na wiatr. - Zaatakowała jako pierwsza podbiegła lekko z boku. wyprowadziła cięcie na odlew. Nawet nie musiałem robić uniku. Wykorzystałem jednak okazje i podłożyłem jej nogę. Wywróciła się. Podszedłem do niej gotowy od odskoku w razie jakby czegoś próbowała. Kiedy byłem w zasięgu czterech łokci Odwróciła się nagle i cisnęła mi garść piachu prost w twarz. Odskoczyłem, ale to nic nie pomogło. Zacząłem przecierać podrażnione oczy, kiedy mnie podcięła. Upadłem i zgubiłem gdzieś mój kijek. Usiadła mi na plecach i udała, że podrzyna gardło. Pomogła mi wstać i podała bukłak z wodą. nalałem trochę wody na dłonie i przemyłem twarz
- I jak? -zapytała z nie ukrywaną satysfakcją.
- Szybko się uczysz. To zagranie z piachem było całkiem pomysłowe. Nie możesz mierzyć się ze mną na siłę ani technikę, więc uciekłaś się do brudnych zagrań. Gratulacje. - Moja duma ucierpiała, ale nie mogłem tego okazać. Zwinęliśmy obóz i ruszyliśmy do miasta. Podczas drogi Serana opowiadała o sobie. Pasek który zawsze nosiła był jedyną pamiątką po jej matce. Misterny wzór na nim był klanowymi symbolami. Jej życie nie było łatwe. Nie miała żadnych przyjaciół ani znajomych. Nawet parobkowie z niej szydzili w czasach świetności rodu Galberyh i ich folwarku.
- Skoro było ci tak źle z Galberami dlaczego nie odeszłaś prędzej? - Byłem tego bardzo ciekaw.
- Bałam się, że sama sobie nie poradzę. - Spuściła głowę i ściszyła głos. - Z twoim pojawieniem obudziła się we mnie stłumione nadzieje. Nie byłam przekonana czy nie jesteś taki jak ci zadufani szlachcie. Rozwiałeś jednak moje obawy i czułam, że to moja jedyna szansa. Nie zawiodłeś mnie - Nie było jej łatwo tego powiedzieć. Objąłem ją ramieniem.
- Dziękuje, że mi to powiedziałaś. Mam jeszcze jedno pytanie.
Zamierzam dołączyć do legionu. A czego ty chcesz?
- Tak jak mówiłam, dopóki mnie nie odprawisz będę ci towarzyszyć. Nieważne co postanowisz i gdzie się udasz. - Wyślizgnęła się z pod mojego ramienia.
- Dobrze, ale wiedz, że jeśli będziesz chciała mnie opuścić to otwarcie powiedz. Nie chcę cię na siłę ciągać ze sobą. - Na horyzoncie zaczęły majaczyć miejskie zabudowania. - Zbliżamy się już do Salzberg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz