muzyka

Od autora

Legion Gromu jest to moje pierwsze takie przedsięwzięcie. Częstotliwość udostępniania nowych rozdziałów niestety ulegnie zmianie. Nowy rozdział będzie udostępniany co niedzielę. Postaram się to wam wynagrodzić poprzez powiększenie ich długości. Jestem bardzo ciekaw waszej opinii o moim opowiadaniu. Zachęcam do komentowania i życzę miłej Lektury ;)
trujan_PL

20 gru 2015

Rozdział VII

Rozdział VII
Koniec lasu

Obudziło mnie lizanie po twarzy. Mój nowy towarzysz nie miał zamiaru czekać aż się wyśpię.
  -Hej Dagi,już możesz przestać już mnie lizać. - Powiedziałem  podnosząc się na nogi- Nie uwierzysz co mi się śniło - Spojrzałem na wilka który jeszcze kilka godzin temu kulał na przednią łapę, a teraz skakał wokoło mnie, wydawał się nieco większy. - Nie no nie może być prawda. Nie mogłeś urosnąć kilku centymetrów w przeciągu nocy, a niecierp mógł ukoić ból ale nie całkowicie cię wyleczyć. - W tym momencie dotarło do mnie że mój sen nie był zwykłym wytworem mojej głowy. - Jeśli to co mówiła ta kobieta odnośnie ciebie się sprawdziło, to muszę sprawdzić to miasto, które wspomniała. Salzberg... pierwsze słyszę o takiej osadzie. Jeśli moje przeznaczenie tam jest to na pewno pomoże mi odnaleźć drogę. - Mówiłem sam do siebie, a Dagi przyglądał mi się jak zwykle przekrzywiając swój łeb. Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na zachód. Według słów Borcha staje od zachodniej granicy lasu miało znajdować się gospodarstwo a dalej inne ludzkie sadyby. Droga była monotonna ale nie narzekałem. Mogłem w końcu trochę odpocząć od ostatniego natłoku wydarzeń. Dzień chylił się ku końcowi kiedy las zaczął się przerzedzać. Z za drzew zaczęły prześwitywać żółte plamy pul i jaskrawo zielone pastwisk. Powoli opuszczałem las. Kiedy zrównałem się z linią ostatnich drzew, stanąłem w miejscu i napawałem się pięknym zachodem słońca. Na wzniesieniu majaczyły jakieś zabudowania.
  -To musi być ta farma.Mam nadzieje, wiedzą coś o Salzbergu.-Dagi nagle zmienił swoje zachowanie. Zaczął węszyć jakby szukając tropu. Jego ogon jeszcze przed chwilą merdający wyprostował się i ułożył w jednej linii z ciałem. Zwrócił się w stronę gospodarstwa. Zawarczał i ruszył w jego kierunku.
-Hej! Co jest Dagi?-Miałem złe przeczucia. Przeszedłem kilka kroków. Farma była naprzeciw mnie. Prowadziła do niej ścieżka, po lewej stronie znajdowało się pastwisko, a po prawej poletko pszenicy. Zborze było tak wysokie, że gdybym się lekko pochylił był bym w stanie się w nim ukryć. Jeśli na farmie był ktoś wrogo nastawiony wolałem uniknąć wykrycia. Mogłem pójść drogą, ale był bym widoczny jak na dłoni.To samo tyczyło się łąki.
Czyli zostawało pole. Poprawiłem torbę na ramieniu i przytroczyłem do niej kostur. Poprawiłem chwyt na majdanie łuku i założyłem strzałę na cięciwie. Pochylony zagłębiłem się złote łany. Dagi zniknął mi z oczu. Kiedy dystans dzielący mnie od farmy zmalał o połowę usłyszałem błagalne krzyki. Do moich nóg napłynął ołów, a przed oczami ukazały się migawki retrospekcji. Otrząsnąłem się po chwili i wiedziałem już co muszę zrobić.
  - Nie dopuszczę do kolejnej rzezi. Może polegnę w walce, ale nie będę już panicznie uciekał. - Na mojej twarzy pojawił się wyraz zacięcia. Przyspieszyłem kroku. Krzyki i głuchy huk rozdzierały powietrze. Zacząłem słyszeć skrzeczące okrzyki goblinów. Krew zaczęła wrzeć mi w żyłach. Z nad kłosów ukazały się już strzechy chat. Powoli zbliżyłem się do krańca pola. Na placu stały trzy zielonkawe pokurcze. Dobijały się do drzwi stodoły z której dobiegały kobiece krzyki.
  - Otworzysz te wrota po dobroci, a spotka cię szybka śmierć suko!  Drewno kiedyś ustąpi, a wtedy będziesz żałować! - wrzasnął jeden z nich wymachując cepem z okutym bijakiem. Drugi walił siekierą w stodołę a ostatni siedział na brzegu studni gładząc ostrze sztyletu.
  - Zajebie suczych synów - wyszeptałem przez zaciśnięte zęby. Podniosłem łuk. Przypomniały mi się lekcje dawane przez Borcha.
  - Łuk jest ciężki do opanowania ale moje rady pomogą ci posyłać strzały mniej więcej tam gdzie chcesz. Jeśli łuk trzymasz w lewej ręce lewa noga jest wykroczna.Majdan trzymaj sztywno na usztywnionej ramieniu. - Ustawiłem się tak jak mówił. - Dobrze a teraz załóż strzałę. Nie tak, na odwrót. Są trzy lotki, dwie leżą prawie w jednej linii. Ostatnią lotka zawsze musi byś skierowana dalej od łęczyska.
  - Nie sądziłem, że trzeba zwracać uwagę na tyle spraw przy strzelaniu. - powiedziałem
  - Bo nie trzeba. - odpowiedział ze spokojem.
  - Jak to ?! - zapytałem podniesionym tonem z nutą oburzenia.
  - Jeśli chcesz po prostu wystrzelić strzałę to nie musisz się tym przejmować. Tylko celne strzelanie tego wymaga.
  -Nie mogłeś tak od razu. - Powiedziałem obojętnie.
  - A teraz jeśli skończyłeś marudzić naciągnij łuk. Cieciwe trzymaj dwoma albo trzema palcami. Strzała ma być pomiędzy nimi. - Naciągnąłem łuk. Borch pokręcił głową z dezaprobatą.
- Naciągasz zawsze do policzka, możesz przymknąć lewe oko by ułatwić celowanie. I teraz sedno. wypuszczasz cięciwę przy wydechu albo przy bezdechu. A teraz celu w tamten pieniek na drugim końcu obozowiska. - Puściłem cięciwę, strzała leciała z sykiem i wbiła się w kloc drewna. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
  - Widziałeś to ? - zapytałem podeksytowany
  - Fart nowicjusza, ja idę na polowanie, a ty ćwicz do mojego powrotu. 
Powróciłem ze wspomnień ponownie przed stodołę. Zrobiłem wszystko tak jak uczył mnie Borch i wypuściłem pierwszą strzałę. 
Czas zwolnił. Widziałem jej lot. Wbiła się w plecy nożownika , który zawył przeraźliwie i zwalił się do studni. Reszta odwróciła się prawie natychmiast.
  - Pokarz się tchórzu! -Wykrzyczał ten z cepem.  
Naciągnąłem kolejną strzałę i wybrałem cel. Był nim Goblin z siekierą. Strzała przemknęła obok jego parchatego pyska wbijając się w drzwi. Zorientowali  się skąd strzelam i ruszyli w moją stronę. 
  - Już jesteś trupem! - Odrzuciłem łuk i torbę, dobyłem kija.
Przeszedłem kilka kroków w bok i poczekałem, aż się zbliżą.
Nagle Dagi wyskoczył z za stodoły i rzucił się na dalsze monstrum powalając go i szarpiąc za gardło. Wyskoczyłem z uniesionym kijem i uderzyłem w stronę pokurcza z narzędziem rolniczym. Zablokował cios. i zamachnął się wiejskim orężem na wysokości mojego brzucha. Odskoczyłem w ostatnim momencie. Poczułem, że musnął tylko moją koszule. Odpowiedziałem ciosem z nad głowy. Sparował uderzenie dzierżakiem i owinął bijak wokoło mojego kostura. Wprawnym ruchem wyszarpał mi moją broń. Stałem na przeciw niego z gołymi rękoma.
  - Już nie jesteś taki dziarski co rycerzyku. - zaśmiał się szyderczo.
Pierwszy coś poszedł na moją głowę. Goblin musiał, aż podskoczyć żeby końcówka miała szansę mnie trafić. Zrobiłem unik. Goblin wylądował na ziemi podpierając się jedną ręką i smagnął mnie po nogach. Nie byłem na to przygotowany. Przewalił mnie. Zacząłem powoli pełznąć do tyłu, aż oparłem się o koło wozu. Przeciwnik podążał za mną kręcąc cepem i śmiejąc się szyderczo. Rozejrzałem się w około. I znalazłem toporek w moim zasięgu. Złapałem je tak bym mógł łatwo się nim posłużyć, ale tak żeby nie było go za bardzo widać. 
  - Jesteś gotów na powolne zdychanie śmieciu? - zapytał unosząc śmiercionośne narzędzie rolnicze. Ująłem siekierę jedną ręką na tyle penie jak to było możliwe i rąbnąłem go z boku prosto w czaszkę. Drugą ręką zasłoniłem swoją głowę. Ciało zwaliło się bezwładnie na mnie, a wraz z nim Cep. Zostałem trafiony w prawe przedramię, którym się zasłaniałem. Wstałem i naplułem na ścierwo. Adrenalina zaczęła znikać, a ból się nasilać. Zbliżyłem się do stodoły najbardziej jak mogłem.
 - Jest już bezpiecznie, możesz wyjść. - zawołałem i upadłem na ziemie. Obraz zaczął mi się rozmywać. Ostatnie co pamiętam przed stratą przytomności są otwierające się wrota i wychodząca z nich kobieta o rozpuszczonych brązowych włosach w zielonej koszuli oraz czerwonych spodniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz