Rozdział IV
Człowiek zwany leśniczym
- Wyciągnął mnie z rzeki czyli nie ma złych zamiarów -pomyślałem. Spróbowałem się podnieść podpierając łokciami. Nagłe ukucie bólu w prawy barku powstrzymało mnie w tym.
-Sss - z moich ust wyrwał się syk.
- Poczekaj zaraz ci pomogę.-powiedziała męskim głosem postać wstając i ściągając kaptur z głowy. kiedy przechodził koło ogniska blask padł na jego twarz. Był mężczyzną o pociągłej twarzy, piwnych oczach i rudej czuprynie. Nie wyglądał do mnie.
- Jesteś gotów? - Odpowiedziałem mu skinieniem głowy. Uniósł mnie delikatnie i usadowił tak żebym mógł oprzeć się plecami o drzewo za mną. -Tu powinno być ci wygodnie i ciepło. - milczałem
- Przepraszam gdzie moje maniery nazywają mnie Borch albo leśniczy jak kto woli. A jak ciebie wołają chłopcze? - powiedział
- Na imię mam Imet i dzięki że mnie wyciągnąłeś z rzeki. Gdyby nie ty już pewnie bym nie żył, choć może było by wtedy lepiej. - odrzekłem i spuściłem głowę wpatrując się w ogień trawiący drewno.
- Ciekawość mnie zżera jak do licha ciężkiego znalazłeś się w tej rzece i dlaczego masz takie nastawienie.-Podszedł do kociołka, wyjął z sakwy przy pasie jakieś zawiniątko z którego wysypał jakieś zioła do gara i zaczął mieszać.Miał prawo wiedzieć co się stało więc opowiedziałem mu o wszystkim. Zaczynając od początku tego feralnego dnia, przez najazd goblinów a kończąc na ucieczce przez wilkami. Ani na chwile nie przerwał mieszania.
-Dużo przeżyłeś Imet i nie wydaje mi się żeby na tym miał zakończyć się twój los-podszedł do swoich tobołów i wyciągnął dwa drewniane kubki. Zanurzył oba w kotle i podał mi jeden. - Masz to herbata z lipy z dodatkiem jeszcze kilku ziół, powinna trochę ukoić ból. - Przyjąłem od niego napar i wypiłem mały łyk był nawet smaczny. Zaczynało powoli świtać.
- Jeszcze raz dziękuję za ratunek ale na mnie już czas- z trudem podniosłem się na nogi.
- Chłopcze nie puszczę się w takim stanie samego do lasu i to bez żadnego sprzętu. Miałeś wybity bark który ci nastawiłem, będziesz czuł w nim ból jeszcze przez kilka dni. Nie wspomnę już, że jesteś cały poobijany. Znasz te tereny? - nic nie odpowiedziałem - No właśnie. Do najbliższej ludzkiej osady masz dwa dni drogi, a las jest dziki i niespokojny. Posłuchaj, mam stały obóz pół dnia stąd myślę że znajdę tam trochę sprzętu dla ciebie. Będziesz mógł zostać tak długo jak będziesz chciał, jednak jeśli będziesz chciał wyruszyć nie będę cię więcej powstrzymywał. To jak pasterzyku? -uśmiechnął się z przekorą. Miał rację nie dość, że nie wiedziałem w którą stronę mam iść to jeszcze przez zmierzchem pewnie padł bym z wycieńczenia. Stwórca chyba czuwa nade mną.
- Niech ci będzie - powiedziałem obojętnie - ale wiesz że nie mam ci jak zapłacić za wszystko co dla mnie robisz.
- Zapłatą jest twoja obecność, od kilku dobrych tygodni gadam sam do siebie, człowiek może oszaleć w tej dziczy- znów na jego twarzy wyrósł ten sam uśmieszek. - Poczekaj chwilę spakuję tylko swoje graty i już ruszamy.
Nie minęło pięć minut a już wchodziliśmy w głąb puszczy. Szum rzeki za moimi plecami robił się coraz cichszy aż w końcu zamilkł całkowicie.
Wszystko ładnie pięknie, gdyby nie fakt, że "ból" pisze się przez "ó", a nie przez "u". Dawno nie widziałam tak wielkiego błędu. To aż razi w oczy. Jak to przeczytałam to czułam się jakby ktoś wbił pręty w moje oczy. To jest tragedia większa niż wypuszczenie wszystkich psychopatów i danie im wolnej ręki. Rozumiem gdyby to było jakieś bardzo trudne słowo, ale tak powszechne jak "ból" jest raczej trudne do pomylenia, ale jak widać jednak można. To tak samo jakby napisać "nug". Bynajmniej to się w oczy nie rzuca w szczególności, że parę linijek wyżej napisałeś poprawnie. A i tak żeby łatwiej było zapamiętać to "ból" się odmienia na "o", np. "boli".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dzięki za zwrócenie uwagi. Wprowadziłem już korektę.
UsuńStaram się jak tylko mogę wyłapać wszystkie błędy ale dysortografia nie pomaga :P
Dlatego zawsze warto po skończeniu rozdziału przeczytać całość żeby wyłapać właśnie takie błędy.
Usuń