Rozdział XV
Smocza cytadela
Miles ocknął się kilka godzin po opuszczeniu ścieków. Wiadomość o przeprowadzonej amputacji nie wstrząsnęła nim. W każdym razie nic nie okazał żadnych uczuć. Legionista kiedy usłyszał historię Fergusa zaproponował mu posadę Kowala Legionu.
Od dawna nie mieli dobrego rzemieślnika, a krasnoludzki cech kowalski szczycił się są jakością o dokładnością. Fergus bez namysłu zgodził się i tak ruszyliśmy w czwórkę do siedziby legionu. W najbliższej wiosce udało nam się kupić mały wóz oraz mizerną szkapę pociągową. To musiało jednak wystarczyć. Podróż miała nam zająć dwa tygodnie jeśli tempo nie spadło by poniżej czterdzieści staji dziennie. Wędrówka mijała dość szybko. Liczne popasy stały się dla mnie treningami szermierki pod okiem Milesa. Serana natomiast ćwiczyła łucznictwo. Podczas gdy ja uczyłem się podstawowych kombinacji cięć okładając drzewa. Łuczniczka potrafiła już wbić trzy strzały w odległości nie większej niż cal od siebie. Drzewo do którego mierzyła znajdowało się jakiś sznur od niej. Wszyscy nie mogliśmy wyjść z podziwu jej umiejętnością. Po około dziesięciu dniach spędzonych na leśnych gościńcach wjechaliśmy na rozległy step. był on poszarpany licznymi pagórkami i małymi wąwozami. Gdzieniegdzie spomiędzy kęp wysokich traw sięgających do kolan można było dostrzec wyblakłe kości i pordzewiałe kawałki metalu.
- Co to jest Miles? - zapytała Serana kiedy mijaliśmy jedną z nich.
- To pozostałości po legendarnej bitwie na przełomie wieków. Te szczątki to jeszcze nic poczekaj aż ujrzysz cytadelę. Dotrzemy tam trzeciego dnia wieczorem. -
Kiedy las zniknął mi z pola widzenia byłem skołowany. Na horyzoncie nie było żadnych punktów orientacyjnych. Czułem się jakbyśmy krążyli w kółko. Nasz przewodnik mówił że to jest normalne. Trzeciego dnia w południe na horyzoncie zaczął majaczyć jakiś szpiczasty kształt. Z każdą przebytą stają masyw stawał się większy. W końcu wprawne oko mogło ujrzeć zarysy murów i wież. Kiedy mogliśmy się bez trudu przyjrzeć się szczegółom forteca wydała się nieziemska. Blanki i wieże były przyozdobione wielkimi białymi kośćmi, a brama wiodła przez ogromną smoczą czaszkę. Wszystkim z wyjątkiem legionisty opadły szczęki. Żadne z nas nie widziało jeszcze czegoś takiego. O dziwo nie dostrzegłem żadnego strażnika na murach. Kiedy wkroczyliśmy w ogromną paszczę smoka czułem się nieswojo.
Prowadził przez nią długi ciemny tunel. Na drugim końcu znajdowała się potężna krata. Miles zaczął walić w nią rękojeścią miecza.
- Już idę! - Rozległ się głos gdzieś zza bramy. - Nawet nie pozwolą człowiekowi zjeść w spokoju podwieczorku. - Naszym oczom ukazała się postać niziołka w fartuchu kuchennym przyozdobionym licznymi plamami. Jego bujna kruczoczarna czupryna była w nieładzie. - Kto tam? -zapytał zanim światło pochodni trzymanej przez niego w ręce objęło nas swoim blaskiem.
- Starego druha nie poznajesz Spax. - Miles uśmiechnął się.
brak swojej ręki ukrywał w fałdach ciemnego płaszcza
- Ach to ty Dimmik! - Niziołek wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Już podnoszę kratę. - Odźwierny zniknął nam z oczu po czym po chwili rozległ się dźwięk wciąganego łańcucha. Wjechaliśmy na dziedziniec będący sporych rozmiarów. Od środka twierdza nie prezentowała się tak wspaniale. Jasne było że lata swojej świetności ma już za sobą. Niektóre ściany były popękane. Inne stały tylko dzięki specjalnym balom drewna która je podtrzymywały wsparte o podłoże. Część dachów była pozapadana i dziurawa. Tylko budynek głównego donżonu i kilka jemu przyległych było w dobrym stanie. wszyscy siedzieliśmy cicho ogarniając wzrokiem twierdzę.
- Jak zwykle jesteś spóźniony. Rada już się zaczęła. Lepiej idź, a ja zajmę się twoimi towarzyszami. - Miles skinął tylko głową i udał się w stronę głównych zabudowań.
- Chodźcie za mną jesteście pewnie głodni a nad ogniem pyrkoli się potrawka wołowa. - Ruszyliśmy za Spaxem. Kiedy zasiedliśmy już przy stole zagaił rozmowę.
- A kimże to jesteście? - zapytał ciekawski niziołek.
- Nazywam się Imet i chcę do was dołączyć. - Powiedziałem jednym tchem.
- O proszę rekrut. Już od jakichś dziesięciu lat nie widziałem nowej krwi. W tych murach. Miło mi cię poznać chłopcze. A reszta?
- Jestem Serana i też chyba będę chciała do was dołączyć.
- Chyba? - Spaxa najwyraźniej to zaciekawiło.
- To dość długa historia. - odpowiedziała wymijająco.
- Rozumiem. - Spojrzał teraz na krasnoluda.
- Ja jestem Fergus. Miles zaproponował mi bym został waszym kowalem. - Na ustach niziołka wykwitł wielki uśmiech.
- Świetna wieść właśnie kogoś takiego nam potrzeba. Niby mamy kilku czeladników, ale jak widać od śmierci ostatniego mistrza kuźni Smocza cytadela trochę podupadła. Jesteś krasnoludem więc pewnie i trochę nad kamieniarką też się znasz?
- Coś tam liznąłem tego fachu od mojego patrona. - Oświadczył Fergus. Rozmowa ciągnęła się jeszcze przez parę godzin.
- A kiedy wróci Miles? - Zapytałem ciekawy.
- Narada trwa zazwyczaj około dwóch dni po czym jutro o brzasku salę opuszczą uczniowie.
- Skoro Miles przyjął mnie w szeregi to czy nie powinienem pójść z nim do sali?
- Na razie jesteś tylko rekrutem, a żeby zostać uczniem musisz zostać zatwierdzony przez starszyznę. Nie wiem jak wy ale ja jestem zmęczony wskaże wam posłania i idę do własnej sieni. -
Krasnolud udał się w ślady Spaxa. W strażnicy przy przygasającym palenisku zostałem tylko ja i Serana.
Siedzieliśmy cicho patrząc w ogień. Dziewczyna przysunęła się na ławie bliżej mnie i oparła o moje ramie.
- I co teraz Imet? -Zapytała przerywając ciszę.
- Dotarliśmy bardzo daleko. Gdyby nie ty nie wiem czy zdołał bym tego osiągnąć. Jestem ci bardzo wdzięczny. Wykonałaś swoją przysięgę i jesteś już nic cię tu nie trzyma. -Stwierdziłem sucho patrząc w palenisko.
- Mylisz się. Ty mnie tu trzymasz. - Odwróciłem by na nią spojrzeć i wtedy nasze usta się zetknęły. Czułem, że takie były jej zamierzenia. Poczułem rumieńce napływające na moje poliki. Nie oderwałem jednak głowy. Zastygliśmy w pocałunku na kilka chwil. Półelfka cofnęła się.
- Wybacz. -powiedziała wstając. Wstała i pobiegła w stronę pokoju jej przydzielonego.
- Sera! - Zawołałem ale dziewczyna nie zareagowała. Zostałem sam w strażnicy.
Prowadził przez nią długi ciemny tunel. Na drugim końcu znajdowała się potężna krata. Miles zaczął walić w nią rękojeścią miecza.
- Już idę! - Rozległ się głos gdzieś zza bramy. - Nawet nie pozwolą człowiekowi zjeść w spokoju podwieczorku. - Naszym oczom ukazała się postać niziołka w fartuchu kuchennym przyozdobionym licznymi plamami. Jego bujna kruczoczarna czupryna była w nieładzie. - Kto tam? -zapytał zanim światło pochodni trzymanej przez niego w ręce objęło nas swoim blaskiem.
- Starego druha nie poznajesz Spax. - Miles uśmiechnął się.
brak swojej ręki ukrywał w fałdach ciemnego płaszcza
- Ach to ty Dimmik! - Niziołek wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Już podnoszę kratę. - Odźwierny zniknął nam z oczu po czym po chwili rozległ się dźwięk wciąganego łańcucha. Wjechaliśmy na dziedziniec będący sporych rozmiarów. Od środka twierdza nie prezentowała się tak wspaniale. Jasne było że lata swojej świetności ma już za sobą. Niektóre ściany były popękane. Inne stały tylko dzięki specjalnym balom drewna która je podtrzymywały wsparte o podłoże. Część dachów była pozapadana i dziurawa. Tylko budynek głównego donżonu i kilka jemu przyległych było w dobrym stanie. wszyscy siedzieliśmy cicho ogarniając wzrokiem twierdzę.
- Jak zwykle jesteś spóźniony. Rada już się zaczęła. Lepiej idź, a ja zajmę się twoimi towarzyszami. - Miles skinął tylko głową i udał się w stronę głównych zabudowań.
- Chodźcie za mną jesteście pewnie głodni a nad ogniem pyrkoli się potrawka wołowa. - Ruszyliśmy za Spaxem. Kiedy zasiedliśmy już przy stole zagaił rozmowę.
- A kimże to jesteście? - zapytał ciekawski niziołek.
- Nazywam się Imet i chcę do was dołączyć. - Powiedziałem jednym tchem.
- O proszę rekrut. Już od jakichś dziesięciu lat nie widziałem nowej krwi. W tych murach. Miło mi cię poznać chłopcze. A reszta?
- Jestem Serana i też chyba będę chciała do was dołączyć.
- Chyba? - Spaxa najwyraźniej to zaciekawiło.
- To dość długa historia. - odpowiedziała wymijająco.
- Rozumiem. - Spojrzał teraz na krasnoluda.
- Ja jestem Fergus. Miles zaproponował mi bym został waszym kowalem. - Na ustach niziołka wykwitł wielki uśmiech.
- Świetna wieść właśnie kogoś takiego nam potrzeba. Niby mamy kilku czeladników, ale jak widać od śmierci ostatniego mistrza kuźni Smocza cytadela trochę podupadła. Jesteś krasnoludem więc pewnie i trochę nad kamieniarką też się znasz?
- Coś tam liznąłem tego fachu od mojego patrona. - Oświadczył Fergus. Rozmowa ciągnęła się jeszcze przez parę godzin.
- A kiedy wróci Miles? - Zapytałem ciekawy.
- Narada trwa zazwyczaj około dwóch dni po czym jutro o brzasku salę opuszczą uczniowie.
- Skoro Miles przyjął mnie w szeregi to czy nie powinienem pójść z nim do sali?
- Na razie jesteś tylko rekrutem, a żeby zostać uczniem musisz zostać zatwierdzony przez starszyznę. Nie wiem jak wy ale ja jestem zmęczony wskaże wam posłania i idę do własnej sieni. -
Krasnolud udał się w ślady Spaxa. W strażnicy przy przygasającym palenisku zostałem tylko ja i Serana.
Siedzieliśmy cicho patrząc w ogień. Dziewczyna przysunęła się na ławie bliżej mnie i oparła o moje ramie.
- I co teraz Imet? -Zapytała przerywając ciszę.
- Dotarliśmy bardzo daleko. Gdyby nie ty nie wiem czy zdołał bym tego osiągnąć. Jestem ci bardzo wdzięczny. Wykonałaś swoją przysięgę i jesteś już nic cię tu nie trzyma. -Stwierdziłem sucho patrząc w palenisko.
- Mylisz się. Ty mnie tu trzymasz. - Odwróciłem by na nią spojrzeć i wtedy nasze usta się zetknęły. Czułem, że takie były jej zamierzenia. Poczułem rumieńce napływające na moje poliki. Nie oderwałem jednak głowy. Zastygliśmy w pocałunku na kilka chwil. Półelfka cofnęła się.
- Wybacz. -powiedziała wstając. Wstała i pobiegła w stronę pokoju jej przydzielonego.
- Sera! - Zawołałem ale dziewczyna nie zareagowała. Zostałem sam w strażnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz